Tylko (...) w swoim domu może być prorok tak lekceważony. Mk 6,4
Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy zaś nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?» I powątpiewali o Nim.
A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony».
I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.
Ewangelia z komentarzem. Rozważa Andrzej Macura
Gość Niedzielny
Tylko (...) w swoim domu może być prorok tak lekceważony. Mk 6,4
Dziwne, że choć mieszkańcy Nazaretu słyszeli, że Jezus bardzo mądrze mówi, słyszeli o cudach, które działał, i pewnie nawet jakiś widzieli, nie byli skłonni Mu uwierzyć. No bo jak: to przecież jeden z nas! Widzieliśmy, jak dorastał. Widzieliśmy, że niczym specjalnym się nie wyróżniał. Nie może być od nas lepszy! Gdyby pochodził skądinąd, najlepiej z nieznanych, dalekich krain – o, wtedy to co innego. Ale tak? Podobna historia powtarza się dziś. Niektórych chrześcijan Jezus też niczym już nie może zaskoczyć. Wiedzą lepiej od Niego. Mówi jedno, a oni wiedzą, co naprawdę chciał powiedzieć. Mówi drugie, a oni już mają gotową egzegezę, która przytępi wymowę Jego nauczania albo nawet całkiem je przekręci. Tak, oni Go nie słuchają. A ja?