Ostatnio zawiesił mi się telefon. Nieostrożnie dotknęłam ekranu i bez własnej woli przypadkowo wybrałam jakiś numer.
Co jeszcze bardziej kłopotliwe - wszelkie próby rezygnacji z połączenia skończyły się fiaskiem i po kilkunastu sekundach dobiegł mnie głos niesłyszanej od prawie roku pani Beaty Grzyb z San Giovanni Rotondo, przewodniczki po sanktuarium ojca Pio. Szybko przeprosiłam ją, że to pomyłka i po pozdrowieniu rozłączyłyśmy się, ale wtedy pomyślałam, że przecież nie ma przypadków… Kiedy pisałam książkę o Wojciechu Kilarze „Takie piękne życie” ówczesny proboszcz parafii kompozytora - ks. Jarosław Paszkot podzielił się ze mną cenną i zgrabną myślą, że przypadek to świeckie imię Boga. Odtąd te słowa często przychodzą mi do głowy. Zresztą, praktyka dziennikarska potwierdzała mi niejednokrotnie, że wszystko w życiu moich bohaterów jest po coś. Że układa się ono w czytelne ciągi wydarzeń zrozumiałe dopiero z pewnej perspektywy. Dlatego postanowiłam uzna, że połączenie telefoniczne z panią Beatą było po coś i przypomniałam sobie naszą pełną emocji rozmowę, którą odbyłyśmy w Pietrlecinie, miejscu urodzenia stygmatyka. Przedtem krótko opowiem o pani Beacie - 25 lat temu zamieszkała w San Giovanni Rotondo, bo stąd pochodzi jej mąż Giuseppe. Po ślubie, jak każde małżeństwo, marzyli o dzieciach ale lekarze stwierdzili, że nawet cud ojca Pio im nie pomoże.
Wbrew tym zapewnieniom osiem lat prosili Boga o potomstwo za wstawiennictwem ojca Pio. Podczas Jego Mszy św. kanonizacyjnej czuli się smutni i niewysłuchani. Cztery dni później, w czwartek 20 czerwca 2002 r., dowiedzieli się, że będą mieli dziecko. Najpierw urodził się Franciszek, po kilku latach na świat przyszła Klara. - Zdarza się, że opowiadam o tym wstawiennictwie o. Pio w naszym życiu małżeństwom, które przyjeżdżają do San Giovanni Rotondo z podobnym problemem - powiedziała mi pani Beata. - Pocieszam ich, żeby nie myśleli, że zostali sami i nie warto już prosi. Czasami orientuję się, że małżonkowie nie widzą treści swojego krzyża. A przecież każdy krzyż ma swoją treść. Zwykle uważamy, że najlepiej będzie, kiedy nasze planiki się spełnią - mówiła mi. - Układamy je według własnych wyobrażeń, nie zastanawiając się, jaka jest wola Boża. A ona często bywa inna.
Drodzy Państwo na początku tygodnia mówię o niespełnionych planach, ale to dla pokrzepienia, bo przecież tyle tych nieudanych spraw wokół nas, a trzeba z nimi jakoś żyć… Warto w tym momencie przytoczyć świadectwo jednego z braci kapucynów, który pomagał ojcu Pio w sortowaniu listów przychodzących do niego z całego świata. Ludzie pisali w nich jak strasznie cierpią, prosząc, żeby się za nimi wstawił u Boga. Niektóre z nich stygmatyk wyrzucał do kosza wcale ich nie czytając. Towarzyszący mu zakonnik zaczął się zastanawiać dlaczego wybiera te, a nie inne? Aż w końcu zapytał o to o. Pio. Usłyszał, że prośby, które są w tych listach, nie wymagają żadnej interwencji u Pana Boga. Jeżeli miałaby się spełnić to proszący pójdzie w ciemność. Możemy sobie wyobrazić gdzie ten człowiek by poszedł gdyby mu zabrano krzyż… Na jakie mroczne drogi by trafił…
Niezbadane są drogi nasze i naszych świętych, za których wstawiennictwem się modlimy. Przy tej okazji warto sobie przypomnieć, że każdy z nas powinien dążyć do świętości. Kiedy ktoś mi mówi „nie jestem święty” - natychmiast zaprzeczam - jesteś, jesteś!!!! Także i Ty miły Słuchaczu… Zatem świętości od poniedziałku życzę!