Był czerwiec 1880 roku. Matka Maria od Najświętszego Serca Jezusa stanęła przed parcelą, na której stał budynek starej, kęckiej poczty. Do dziś wysyłane są stąd wiadomości. Do nieba.
W czwartek 24 stycznia minęło dokładnie 101 lat od dnia narodzin dla nieba Matki Marii od Najświętszego Serca Pana Jezusa Łempickiej, sługi Bożej, której proces beatyfikacyjny jeszcze trwa. Tym samym zakończyły się jubileuszowe obchody setnej rocznicy ziemskiej śmierci fundatorki kęckiego klasztoru kontemplacyjnego klarysek od Wieczystej Adoracji.
Przed 139 laty wreszcie zaczęło się spełniać wielkie pragnienie Matki Marii Walentyny Łempickiej, by siostry kapucynki znalazły swoje miejsce modlitwy i służby ludziom. Parcela z budynkiem poczty w Kętach, miała być początkiem ich klasztoru. Pomimo wieloletnich starań, kapucynkom nie udało się uzyskać zatwierdzenia zgromadzenia w Galicji przez ówczesne władze.
Kiedy w 1907 r. siostry stanęły przed groźbą kasaty, zdecydowały się na połączenie z franciszkankami Najświętszego Sakramentu ze Lwowa, zwanych dziś klaryskami od Wieczystej Adoracji. 109 lat temu 6 lutego 1910 r. bp Anatol Nowak dokonał uroczystego wystawienia Najświętszego Sakramentu. Od tego dnia, adoracja Jezusa ukrytego w białej Hostii, trwa w Kętach nieprzerwanie.
O życiowej drodze 85-letniej sługi Bożej, Matki Marii, mówił 24 stycznia w sanktuarium Wieczystej Adoracji - bo taki tytuł nadał temu miejscu w 1999 r. bp Tadeusz Rakoczy - przewodniczący uroczystości ks. Marek Studenski - wikariusz generalny diecezji. Wraz z nim przy ołtarzu stanęli: ks. dziekan Jerzy Musiałek, kapelan sióstr ks. Józef Lach SCJ, ks. Zbigniew Jurasz, proboszcz parafii Świętych Małgorzaty i Katarzyny oraz franciszkanin o. Walenty Gnida.
Duszpasterze podczas Mszy św. wieńczącej obchody 100. rocznicy śmierci fundatorki klarysek w Kętach
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Tacy ludzie, mimo iż dawno umarli, trwają w Bogu i w naszej pamięci. Jest to pamięć błogosławiona, bo zawarty jest w niej przekaz miłości człowieka do Boga, wyrażonej w życiu kontemplacyjnym. Stąd wspomnienie staje się obecnością adoratorki w Adorowanym. A nasza obecność na tej Eucharystii, jest wspólną obecnością Matki Łempickiej z nami. Rok jubileuszowy się kończy, a jednocześnie zaczyna się nowy rozdział w życiu kęckich sióstr klarysek, w którym - żywimy taką nadzieję, o to będziemy się modlić - żeby sam Bóg napisał nową księgę i wpisał imię Matki jako błogosławione - zauważył na początku liturgii ks. Józef Lach.
Podczas kazania ks. Studenski mówił o trudach radościach życia osobistego i zakonnego fundatorki kęckiego klasztoru. Odkrywając powołanie zakonne, trafiła do zgromadzenia felicjanek. Kiedy władze je rozwiązały, szukała dalej - znalazła się u kapucynek w Przasnyszu. Tam przyjęła imię Maria od Najświętszego Serca Pana Jezusa, które zachowała do końca życia. Brak zgody na funkcjonowanie klasztorów w Galicji zaprowadził do tego, że siostra szukała miejsca gdzie mogłaby się osiedlić. Abp Albin Dunajewski wskazał na Kęty. Tam Matka założyła klasztor.
Sarkofag ze szczątkami doczesnymi sł. Bożej Matki Marii Walentyny Łempickiej
Urszula Rogólska /Foto Gość
Siostry żyły w skrajnym ubóstwie. Władze nie były im przychylne, panowało ogólne niezrozumienie dla życia kontemplacyjnego. Żeby ratować to miejsce, kapucynki zjednoczyły się z franciszkankami Najświętszego Sakramentu.
- Kiedy patrzymy na życie świętych, ludzi, którzy żyli w sposób owocny, to najczęściej te życiorysy są pełen trudności - mówił ks. Studenski. - Okazuje się, że te trudności nie podcinały im nóg. Bo kiedy człowiek jest w sytuacji podbramkowej, wtedy najbardziej otwiera się na działanie Pana Boga.
Tak było w życiu Matki Marii. Jak mówił ks. Studenski, nawet ludzie Kościoła "podkładali jej nogę", ale ona wiedziała, że Pan Bóg ją przez to przeprowadzi. Każdą jej decyzję poprzedzało rozeznanie woli Bożej na modlitwie, w relacji z Jezusem.