Na Mszy św. w Chitré zebrało się 5 tys. młodych pielgrzymów z wielu krajów ulokowanych w jednej panamskiej diecezji. Po modlitwie przeszła kolorowa, radosna parada.
Relacjonuje ks. Marcin Werczyński:
19 stycznia - sobota. Pobudka bardzo wcześnie - o godz. 5.10. Wyjeżdżamy do Chitré. Tam czeka nas spotkanie pielgrzymów ulokowanych w całej diecezji. Zjadamy pyszną jajecznicę na śniadanie i udajemy się na boisko, gdzie podjedzie bus. Ma 20 minut spóźnienia. Jadą w nim tylko księża i klerycy. Wiozą nas prosto do zakrystii. Spotkanie odbywa się na polu, taka mini Lednica. 5 tysięcy ludzi. Kapłani dostają w prezencie stuły.
W międzyczasie rozmawiam z Aldo. Słyszę: „Nie wiem, czy będę miał okazje z księdzem porozmawiać”. Mężczyzna daje świadectwo: „Rozeszliśmy się z żoną na 3 lata. To był trudny czas. Po rekolekcjach dla małżeństw wróciliśmy do siebie. Od długiego czasu opowiadamy swoją historię na rekolekcjach. Jestem szczęśliwym mężem. Mam wiele powodów, żeby teraz pracować jako wolontariusz”.
Msza pierwotnie miała zacząć się o godz. 8. Już wczoraj wiedziałem, że będzie o 8.30. Na miejscu informacja, że jednak o godzinie 9. Witamy w Ameryce Łacińskiej. Na polu trwają animacje. Szukam padre Carlosa. Musimy dopracować szczegóły. Ojciec jest naprawdę mocno zmęczony. Spał tylko godzinę. Mimo to ma dużo energii. Wszystko udaje się dogadać.
Wracam na scenę z ołtarzem, wolontariusze wyszukują polskich księży. Wyczytują ich imiona, ale… nikt ich nie rozumie. Ich wymowa nic nam nie mówi. Idę pomóc. Zerkam na kartkę. Tam kilka nazwisk napisanych przez Panamczyków. Ciężko je przeczytać. W końcu wracam na miejsce. Mija chwila i znowu mnie zabierają. Tym razem na krótki wywiad. „Mówisz przecież po hiszpańsku, więc podziel się wrażeniami”. Przy całym huku nagłośnienia udaje się co nieco opowiedzieć.
Msza św. została pięknie przygotowana. Nasz ojciec Carlos sprawował funkcję ceremoniarza. Jest ważną postacią w diecezji, mimo że taki młody. Na koniec Mszy abp Jędraszewski ofiarowuje ornat. Następuje chwila adoracji, po której przynoszą nam obiad - kanapkę z dodatkami.
Przechodzę pole, widzę jak klerycy robią sobie zdjęcie z biskupem Chitré. Oni to się wszędzie wcisną! (śmiech). Już zdążyli pogadać z abp Jędraszewskim. Pamięta ich z Zakopanego. Mieszkaliśmy obok siebie.
Wkrótce podchodzą do mnie policjant i strażak. To ci, z którymi rozmawiałem wczoraj. Uśmiechnięci. Wypatrzyli mnie w tłumie. Nawiązuje się uprzejma rozmowa.
Formujemy orszak pielgrzymów, którym przechodzimy do centrum miasta. Nasza grupa okazuje się najżywsza. Głównym motorem energii jest ks. Mariusz Sobkowiak. Ludzie po drodze machają, pozdrawiają, wykrzykują: „Polonia!”.
Dochodzimy pod samą katedrę, zaczyna się „desfile”, czyli parada. Orkiestry w szpalerze, za nimi platformy, grupy taneczne, kolorowe przebrania. Nasza królowa karnawału z Polski jedzie w karecie. A ja dużo rozmawiam z wolontariuszami panamskimi. Jeden z nich zabiera mnie, żeby pokazać mi swoją rodzinę. Ma rodzeństwo, wujka, brata i ciocię.
Całość trwa długo - ok. 3 godzin. W drodze powrotnej trwają rozmowy. W domu biorę zimny prysznic i robię szybkie pranie. Gospodarze przyrządzili wyśmienitą kolację. Usiedliśmy na tarasie przed domem w bardzo ciepłą noc. Dyskutujemy z gospodynią, odpoczywamy. Hasta mañana!
Przeczytaj o innych przygodach w Panamie poniżej: