Kreszczenije Hospodnie, Bohojawlenije, Jordan, Wodochryszcza... Święto o wielu nazwach, poprzedzone dniem pokuty i postu, radosne, uroczyste, mroźne... Rzekłbyś: ekstremalne. I całkiem słusznie. Bo jego głównymi bohaterami są Jezus Chrystus i chrzest. Czyli wiara. A jak wierzyć, to na całego.
O 5.00 rano mróz daje się we znaki. Cerkiew w Augustowie (Podlasie) zapełnia się ludźmi, przepływająca nieopodal rzeka jest już przygotowana. Prawosławny krzyż ze światła odbija się w wodzie, która lada moment zostanie poświęcona. Święto Epifanii obchodzone przez prawosławnych wedle kalendarza juliańskiego przypada 19 stycznia.
- Ale wodę do picia batiuszka poświęcił już wczoraj w cerkwi - opowiada pani Eugenia, jedna z kobiet czekających na moście na rozpoczęcie uroczystości. Faktycznie, od XI wieku kultywowano zwyczaj podwójnego święcenia wody - w wigilię Teofanii i w samo święto, kiedy po modlitwie uczestnicy liturgii wychodzili nad rzeki, jeziora i strumienie. To pierwsze poświęcenie miało upamiętniać chrzest katechumenów, drugie - chrzest Chrystusa. - Dziura wycięta w pomoście jest po to, żeby batiuszka umieścił w niej później krzyż i tak zostanie poświęcona woda w całej rzece - tłumaczy.
Rozmowę przerywa dzwon, nadciąga procesja. Około 100 osób, służba liturgiczna, liczne feretrony, dwóch duchownych. Pośród nadciągających pierwszych promieni słonecznego światła odbywa się ta malownicza liturgia, po której każda poświęcona woda nazwana będzie jordańską. Wierni z naczyniami w ręce podejdą, aby jej zaczerpnąć i zabrać do domów. Ta sama celebracja o różnych porach odbędzie się jeszcze tego samego dnia (zawsze 19 stycznia, według kalendarza gregoriańskiego), mniej czy bardziej zjawiskowa - a to przez uczestnictwo tych, którzy w tych nowo poświęconych wodach jordańskich zamierzają się zanurzyć. Nie zawsze było to dozwolone. Ponoć w XIX wieku urządzano nawet dyżury na rzekach, aby zapobiegać kąpielom, bo wielu z tych, którzy je praktykowali, przypisywało im przesadnie moc oczyszczania z grzechów.
- A do spowiedzi należy iść wcześniej - poucza mnie pani Walentyna, z którą spotykam się w Odrynkach, w godzinach popołudniowych, po kolejnej liturgii. - Dopiero potem można wchodzić do wody - zaznacza.
Ale i tak najważniejsze jest, żeby mieć miłość. I pokory trzeba. To tam, w Odrynkach, w doskonale zorganizowanej w tym celu przestrzeni (jest i przebieralnia, i miejsce dla mediów), w lodowatej, aczkolwiek poświęconej wcześniej wodzie rzeki, zanurzyło się kilkudziesięciu śmiałków płci obojga i bardzo różnego wieku. Niezwykle malownicze, przyznam, choć ani przez chwilę nie przyszła mi do głowy wątpliwość co do szczerości tego gestu. Żadnego pozerstwa, żadnego cyrkowania. Kolejka, wejście do wody, trzykrotny znak krzyża, powrót.
- Co panu w ogóle do łba strzeliło, panie, tu sami prawosławni! - pani Walentyna przygląda mi się badawczo po tym, jak usłyszała, że jestem katolickim księdzem. Tłumaczę, że ten obrzęd, tak znany i tak widowiskowy, przyciąga wielu, a ja bym chciał się dowiedzieć, czy ludzie robią to z wiary, że uzyskają odpuszczenie grzechów, czy może raczej dla podtrzymania sił witalnych, jak morsy.
Ojciec Aleksy po zakończonej liturgii wpada na nas, zapraszając z szerokim uśmiechem na zupę. - Czemu oni to robią, ojcze? - pytam. - Czczą w ten sposób chrzest Pana Jezusa w Jordanie - odpowiada. - Wspominają swój własny chrzest również, ale sam gest obmycia się w poświęconej wodzie nie ma nic wspólnego z odpuszczeniem grzechów i oni to wiedzą.
To samo mówią mi młodzi Białorusini - Andrzej i Staszek z Mińska. - Wchodzimy nie dla sportu, nie dla zdrowia, wchodzimy, bo wierzymy w Chrystusa, który w tym dniu został ochrzczony.
Spory tłum ludzi rozjeżdża się w swoje strony z poświęconą wodą. Kolejna Epifania, Kreszczenije Hospodnie, Bohojawlenije, Jordan, Wodochryszcza... Święto o wielu nazwach, poprzedzone dniem pokuty i postu, radosne, uroczyste, mroźne... Rzekłbyś: ekstremalne. I całkiem słusznie. Bo jego głównymi bohaterami są Jezus Chrystus i chrzest. Czyli wiara. A jak wierzyć, to na całego.
Czytaj także:
Pasłęk: Niezwykle uroczysty Jordan
Wrocław: Jordan nad Odrą