107,6 FM

Stefan W. mieszka w wielu z nas

Właściwie, to w tym tygodniu chyba trudno byłoby mi pisać i mówić felieton o czymś innym. Śmierć prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza, napełnia bólem i przytłacza większość Polaków. Mnie przytłacza nie tylko ze względu na tragedię tego pięćdziesięciotrzyletniego mężczyzny i jego rodziny. W klimacie tej śmierci łatwo wyczuć coś jeszcze i to właśnie boli mnie nie mniej, a może nawet bardziej…

W minioną niedzielę w czasie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Gdańsku, na scenę wdarł się mężczyzna, który kilka razy ugodził Pawła Adamowicza nożem. Jak się wkrótce okazało – śmiertelnie. Chory psychicznie szaleniec? Zaburzona osobowość? Być może. Nawet jeśli to właśnie orzekną biegli, nie zatrzymają procesu, który jego czyn sprowokował. Procesu, który na naszych oczach dzieje się pomiędzy nami i w nas. Przeglądam fora internetowe i obserwuję reakcję moich znajomych. Część z nich ogromnie mnie buduje. Płyną słowa wsparcia, modlitwy, wyrazy jedności z cierpiącą rodziną. Są tacy, którzy w krytycznych godzinach organizowali niemal czuwania modlitewne online i w realu. Wszystko to piękne i wzruszające. W rzeczywistości trudno, żeby emocjonalnie zdrowy i spójny człowiek, który ma poczucie, czym jest wartość życia i minimum zdolności do empatii, reagował inaczej. Dobro, miłosierdzie, chrześcijańska sprawiedliwość w tym się właśnie przejawiają, że gdy cierpią bracia, potrafimy zamilknąć i być z nimi; albo też w niewielu, oszczędnych słowach wyrazić to, co krąży bardziej w warstwie przeżyć, niż w uporządkowanej narracji. Tego uczy nas szacunek wobec drugiego człowieka. Tego uczy nas nasz Bóg, który milczał, gdy na rzeź był prowadzony. Niestety. To tylko pierwsza część reakcji spotkanych w medialnej, społecznościowej przestrzeni.

Przeglądam internetowe fora i włos coraz bardziej jeży mi się na głowie. Widzę, jak bezsensowny haniebny czyn eskaluje w ludziach wybuchem nienawiści w mniej lub bardziej cywilizowany sposób sublimowanej; albo nie sublimowanej w ogóle, tylko wprost wyrażanej. I nie chodzi mi o to, że człowiek nie ma prawa do buntu, gniewu, żalu, złości. Te zachowania i emocje wcale mnie nie dziwią. Niepokoi mnie to, co sobie w nich wielu opracowuje – trucizna, która niejednokrotnie skrywana gdzieś w głębi i w mniejszych lub większych dawkach serwowana innym, teraz wybucha i wylewa się bez opamiętania. Jakby pękła ostatnia tama. Jak dla mnie to tama mądrości i przyzwoitości. Czytam więc na przykład, jak pewna Pani, radca prawny, okłada śmiercią prezydenta Adamowicza jak kijem tak zwaną „dobrą zmianę”, PiS i Prezesa. Nie tylko zresztą ona. Widzę, jak grupa „twardogłowych” z patologicznie wykształconym poczuciem narodowej wspólnoty przebąkuje o zrzutce na dobrego prawnika dla zabójcy. Obserwuję, jak organizują się niektórzy zwolennicy i przeciwnicy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – w różnych konfiguracjach – oskarżając się nawzajem i kanalizując swą agresję przeciwko rządowi lub Jerzemu Owsiakowi. W to wszystko włącza się pewna część przedstawicieli klasy politycznej, którzy nieomal od samego początku zaczęli w rytm marsza żałobnego tańcować swoje upiorne walczyki, zacierając po cichu ręce, że im się taka gratka trafiła; że może uda się coś politycznie i społecznie ugrać i wreszcie skutecznie przeciwnikowi dokopać. Szanowni Państwo, ten obłęd dzieje się naprawdę i wielu z nas daje się w niego wciągnąć. Chciałoby się zawołać: „Ludzie, opamiętajcie się!”. Czy naprawdę tak trudno dostrzec że wszystkie te upusty frustracji, bezmyślności, agresji, lęku, nienawiści nakręcają dokładnie ten sam mechanizm, który doprowadził do tragedii? Że działają wedle jego prawideł? Naprawdę, już najwyższy czas zamilknąć na chwilę, porozglądać się w sobie i pomyśleć, co z nas w tej sytuacji wychodzi, skąd się to bierze i dokąd zmierza. Może się bowiem okazać, że winny całej tragedii Stefan W. mieszka w wielu z nas. I nawet jeśli nie na taką skalę, to na wystarczającą, żeby w życie społeczne wprowadzić truciznę nienawiści, podziałów, bezładu. Czy rzeczywiście tego właśnie chcemy?    

 

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy