Ja pozostanę dziś jeszcze w tym bożonarodzeniowo epifanijnym klimacie i podzielę się garścią myśli, jakie mnie jeszcze naszły ostatnimi dniami.
Z okazji Bożego Narodzenia i w czasowej bliskości tych świąt bardzo dużo mówimy, mówi się o rodzinie, o rodzinności. Rodzinność prawie nie schodzi z naszych ust. Nie wiem, czy słuchacze, ale ja mam takie poczucie, że rodzinności między nami, jakby mniej. I tej z pochodzenia, pokrewieństwa, i tej przez siebie budowanej, ale też i tej szerzej rozumianej, sąsiedzkiej, towarzyskiej, zawodowej, politycznej i religijnej także. Od samego mówienia, życzenia sobie rodzinności wcale jej nie przybędzie. I tak jest ze wszystkim, od samego mówienia o kochaniu miłości nie przybędzie, od samego mówienia o pokoju, wojen nie ubędzie, od samego mówienia o demokracji i praworządności jednego i drugiego też nie przybędzie, od samego mówienia o pokorze i skromności, pokorni i skromniejsi też się wcale nie staniemy.
Tak mi się też zdaje, jakbyśmy mówieniem chcieli zastąpić rzeczywistość, przykryć braki, i traktujemy słowa jak coraz wyrazistszy, czasem wręcz agresywny makijaż tuszujący braki osobowościowe, wady postaw i zachowań, no i błędne wybory i decyzje.
Z ewangelicznego opisu wiemy też, że ci Mędrcy ze Wschodu nie przyszli do Nowonarodzonego z pustymi rękami, przynieśli z sobą skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę.
Nie wiem, czy dzisiejszy zwyczaj odwiedzania mam z okazji urodzenia dziecka i przynoszenia drobnych prezentów ma swój początek w tamtych odwiedzinach z prezentami dla Dzieciątka, ale jeśli by tak było, to byłaby to chyba najwierniej pielęgnowana, bo to też najczystsza nowonarodzonym dzieckiem naznaczona prezentowa tradycja.
A propos prezentów. I znów nie wiem, czy Państwo odnoszą takie samo wrażenie, jak ja, ale mnie się zdaje, że w spotykaniu się, odwiedzaniu z okazji i bez okazji skupiamy się przede wszystkim na tym, żeby mieć coś w ręku. Czasem nawet mówimy to na głos: przecież nie pójdę z pustymi rękami. I bardzo często prezent, jego poszukiwanie stają się ważniejsze niż samo spotkanie.
Czas spróbować przenieść akcenty z prezentów przynoszonych na prezent spotkania, i odwiedzin. Może też przy okazji mniej będą potrzebne przechowalnie niechcianych prezentów?
Ciekawe, że w tym nowonarodzonym Dziecięciu Jezusa rozpoznali pasterze i mędrcy, prości i mądrzy. I tak sobie pomyślałem, że jest to niezwykle aktualna podpowiedź. Bo jeśli tak daleko nam, a czasem zdaje się, że coraz dalej, do rozpoznawania Jezusa, to może dlatego, że brakuje na prostoty albo mądrości, albo jednego i drugiego.
Niestety prostota została wyparta przez prostactwo słów i zachowań. I żeby byłoby tragiczniej nie jest to już cecha tzw. marginesu czy rynsztoka. Ono ma się całkiem dobrze także na poziomie szkolno młodzieżowym, sąsiedzko towarzyskim, polityczno biznesowym, medialno rozrywkowym, nie wyłączając elit i kleru. A jeśli kogoś razi to słowo prostactwo, to warto zdać sobie sprawę, co ono w sobie kryje, ano: chamstwo, niestosowność, arogancję, bezczelność, opryskliwość, brak wychowania, niegrzeczność, prymitywność, grubiańskość, niewybredność, obcesowość, nonszalancję, wulgarność. Przeczytałem gdzieś takie zdanie: W dzisiejszych czasach za dobre serce otrzymujemy drwinę, za chamstwo i pospolitość aplauz tłumu. Mocne, ale przecież nie bez racji.
Jeśli więc coraz trudniej przychodzi rozpoznać nam w Dzieciątku Jezusa, a w bliźnim bliźniego, to może właśnie dlatego, że prostota przegrywa z prostactwem?
Z mądrością jest niestety podobnie. Mądrość przegrywa z przemądrzałością, z mędrkowaniem. Wielu z nas, niezależnie od roli i miejsca ma taką potrzebę wymądrzania się. I tak mi się zdaje, że to mędrkowanie rośnie wprost proporcjonalnie od potrzeby medialnego zaistnienia i parcia do politycznej czy społecznej roli. I na tych poziomach mamy wielu utalentowanych bajkopisarzy, którzy swoją mową potrafią zauroczyć, nadzieje rozbudzić, emocje rozgrzać. Ileż to już usłyszeliśmy opowieści z krainy mchu i paproci, i ile sami opowiedzieli po to tylko, że zwrócić na siebie uwagę, pochwalić się znajomością wszystkiego i na wszystkim. Georg Christoph Liechtenberg powiedział tak: Przemądrzałość jest jednym z najbardziej pogardy godnych rodzajów głupoty. Też mocne, ale też przecież nie bez racji.
Im więcej w nas prostoty i mądrości, tym łatwiejsza będzie obojętność na prostactwo i przemądrzałość, czego Państwu i sobie życzę.