Powiedzmy sobie to szczerze : nie każdy z nas ma smykałkę do nauki.
Bł. Dydak Józef z Kadyksu brewiarz.pl Powiedzmy sobie to szczerze : nie każdy z nas ma smykałkę do nauki. Niektórym lata szkolne mogą nawet kojarzyć się z Bożym dopustem. Nauczyciele, którzy wyciągają do tablicy i oczekują od nas jakiejś mądrej odpowiedzi. Koledzy i koleżanki, którzy nie powstrzymają się w tym momencie od chichotu i złośliwych komentarzy. A na koniec co? Kolejna zła ocena, którą elektroniczny dziennik błyskawicznie przekazuje rodzicom. I jaka to przyszłość może czekać takiego delikwenta? No jaka? Oczywiście w chwale nieba pod warunkiem tylko, że tak jak dzisiejszy patron, zamiast się załamywać odnajdzie w sobie talent ofiarowany mu przez Boga. A jakim talentem został obdarowany bohater naszej dzisiejszej historii, pewien dobrze urodzony, ale niezbyt lotny hiszpański uczeń? Darem słowa. Ale nie uczonego, skoro nauka - jak już powiedzieliśmy – szła mu niczym krew z nosa. Nasz dzisiejszy patron potrafił mówić prosto, ale nie prostacko. Potrafił mówić zrozumiale, szczególnie do tych, którzy tak jak on sam w szkole byli wykluczeni. Przede wszystkim zaś potrafił mówić o Bogu. Dane mu było po prostu posiadać dar głoszenia Dobrej Nowiny. Rozpoznał go w chwili, gdy zniechęcony światem wstąpił do kapucynów. Otrzymał tam zakonne imię, które po grecku znaczy dosłownie : nauczający. Najpierw pomyślał, że to żart, a potem ten, który szczerze nie lubił szkoły, sam po przyjęciu święceń kapłańskich stał się nauczycielem. Odtąd jego życie sprowadziło się do przemierzania wzdłuż i wszerz całej Hiszpanii i głoszenia Królestwa Bożego. Słowa, które wypowiadał nie tylko jednak trafiały do słuchaczy, ale wręcz dosłownie powodowały ich wewnętrzną przemianę. I ta przemiana serc była znacznie bardziej spektakularnym cudem, niż zanotowane przypadki lewitowania dzisiejszego patrona w czasie wygłaszania kazań. Bo rzeczy prawdziwie wielkie działy się potem, w konfesjonale. A co z tymi wszystkimi, którym z różnych powodów nie dane było przyjść na mszę do swojego parafialnego kościoła, gdy ze swoją misją trafił tam bohater tej historii? Do nich wszystkich udawał się po prostu osobiście odwiedzając szpitale i więzienia. Ten zaskakujący kapucyn zmarł po niemal 40 latach takiego życia, w roku 1801. Czy wiecie państwo jak się nazywa? To bł. Dydak Józef z Kadyksu.