Wraz z nowym rokiem w naszych sercach pojawia się nadzieja. Nadzieja ta przybiera często postać planów, które postaramy się w nadchodzących 12 miesiącach zrealizować.
Św. Elżbieta Seton brewiarz.pl Wraz z nowym rokiem w naszych sercach pojawia się nadzieja. Nadzieja ta przybiera często postać planów, które postaramy się w nadchodzących 12 miesiącach zrealizować. Oczywiście, co zrozumiałe, nie ma w nich miejsca na ból, cierpienie i życiowe niepowodzenia – przecież nikt z nas nie jest masochistą. Kłopot w tym, że życie potrafi nas zaskakiwać. Dlatego Kościół, wiedząc o tym dobrze, proponuje nam dzisiaj wspomnienie postaci, która w planowaniu życia była bardzo do nas podobna, a chwały nieba sięgnęła dlatego, że do tych planów nie przywiązała się kurczowo. Nie przywiązywała, bo mowa o postaci wyjątkowej kobiety. Pierwszej świętej obywatelki Stanów Zjednoczonych. Zacznijmy jednak od początku, czyli od planów. Urodziła się w roku 1774, w Nowym Jorku, w protestanckiej rodzinie i nie planowała bynajmniej, że zostanie w wieku 3 lat półsierotą. Ponieważ tego nie planowała, więc nowej żony swojego taty nie zaakceptowała i jak tylko osiągnęła lat 16 opuściła dom rodzinny. Cztery lata później, zgodnie z planem, wyszła za mąż i w sposób zaplanowany stała się mamą dla pięciorga dzieci. Jej mąż podzielał dokładnie jej przekonania, był w końcu kupcem, który dokładnie musiał mieć wszystko zaplanowane, żeby biznes się kręcił. Co więc poszło w tym planie nie tak? Właściwie wszystko. Raz, że nie da się nieustannie panować nad handlową koniunkturą i zainwestowane pieniądze zawsze można stracić. Dwa, że jak państwo wiecie, zdrowia nie da się kupić za żadne pieniądze. I tak razu pewnego w interesach przyszedł krach, a lekarze zdiagnozowali u męża naszej dzisiejszej patronki gruźlicę. Ponieważ jednak wciąż można było udać się do Włoch na leczenie, więc cała rodzina wyruszyła zgodnie z kolejnym planem do Europy. Ale i tutaj nic nie poszło zgodnie z oczekiwaniami – kobieta, o której mowa, szybko bowiem stała się wdową z piątką dzieci i to w obcym kraju. Sytuacja daleka od spodziewanej, prawda? A tymczasem właśnie tu w życiu naszej świętej następuje przełom. Oto otrzymuje pomoc ze strony poznanych ludzi, a głęboko religijna i bezinteresowna miłość, jaką zostaje otoczona, sprawia, że dotychczasowa protestantka odkrywa dla siebie Kościół katolicki. Odbyła pielgrzymkę do sanktuarium Matki Bożej w Montenero, a po powrocie do Stanów Zjednoczonych w wieku 31 lat, 14 marca 1805 roku, przechodzi na katolicyzm. Ta decyzja skazuje ją jednak w swoim dotychczasowym miejscu życia na towarzyski ostracyzm. Dlatego jak może najszybciej pakuje się i udaje do Emmitsburga, gdzie odtąd zacznie budować dzieło swojego życia - zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Józefa. Było wzorowane na szarytkach i miało w Nowym Świecie robić to, co one na Starym kontynencie : pomagać chorym i słabym. Tym, którzy nie planowali, że kiedykolwiek będą w potrzebie, a takimi nagle się stali. Kto inny, jak nie dzisiejsza patronka, tak dobrze mógł ich zrozumieć. Czy wiecie państwo jak nazywa się ta zmarła 4 stycznia 1821 roku w Stanach Zjednoczonych kobieta? To św. Elżbieta Seton, wdowa.