Tłumy wiernych uczestniczyły w koszalińskiej katedrze we Mszy św. w intencji tragicznie zmarłych pięciu nastolatek z Koszalina oraz ich bliskich. - Bóg nie godzi się na naszą śmierć, dlatego nas pociąga w zmartwychwstanie - mówił bp Edward Dajczak.
Eucharystia w samo południe w koszalińskiej katedrze miała rozpoczynać radosny Orszak Trzech Króli. Stało się inaczej. Z powodu tragicznych wydarzeń z ubiegłego piątku w mieście ogłoszono żałobę. Biskup Edward Dajczak odwołał zapowiadany orszak i zaprosił wszystkich ludzi dobrej woli na wspólną modlitwę za tragicznie zmarłe nastolatki i ich rodziców.
Koszalińska katedra pękała w szwach. Tłumy zgromadzone były również wokół świątyni. Wejście Trzech Króli odbyło się w zupełnie innej atmosferze. Kiedy biskup wymienił imiona zmarłych dziewczynek - Amelii, Gosi, Karoliny, Julii i Wiktorii - wielu osobom trudno było powstrzymać łzy.
- Jesteśmy tu, gdzie powinniśmy być - przy Chrystusie. Dzisiaj doświadczamy czegoś, co jest niepojęte. Stajemy tu w naszej ludzkiej bezradności, ale rozpoczynamy Eucharystię, która jest przekroczeniem granic, wejściem w wieczność. Sięgamy do głębi naszej wiary - powiedział biskup we wprowadzeniu do Mszy św.
- Bez wiary, nadziei i miłości łzy przeszywającego bólu stają się łzami rozpaczy. Co by było dzisiaj z nami bez wiary? W co byśmy patrzyli? W ciemną czeluść? - pytał biskup już w homilii. - Mieliśmy iść dzisiaj w orszaku. Mieliśmy śpiewać kolędy. Ale zatrzymaliśmy się i to jest właściwe. Otaczamy naszą miłością najbliższych, miłością największą, na jaką nas stać. Jak długo ludzie są przy tych, którym ból zatyka usta, dotąd nadzieja nie gaśnie. Muszą nam dzisiaj popłynąć łzy, ale proszę was, pójdźmy za Jezusem! - wzywał hierarcha.
Ordynariusz diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej zmierzył się z trudnym pytaniem o sens tragicznych wydarzeń. - Bogu nie może podobać się śmierć tych pięciu naszych sióstr. On nie taki miał plan. Obdarował je pięknie radością, wspaniałością, różnymi cechami. Angażowały się we wszystko, co piękne. Wchodziły w ten świat. Nie może Bogu podobać się to, co się stało. To przecież On dla nas zmartwychwstał. To przecież On dla nas umarł. Czy istnieją jakieś odpowiedzi na pytanie: "Dlaczego?". Świętujemy dziś Boga, który stał się człowiekiem. Wszedł między nas. Jest z nami. Jest wtedy, kiedy się cieszymy, doświadczamy szczęścia. Jest też wtedy, kiedy płaczemy i umieramy. Jest też z nami tutaj dzisiaj. On nie godzi się na naszą śmierć, dlatego nas pociąga w zmartwychwstanie. Dlatego chcę powiedzieć, bez cienia wątpliwości, że Amelia, Gosia, Julia, Karolina i Wiktoria są tutaj z nami... w Chrystusie - mówił biskup.
Pasterz diecezji zwrócił też uwagę na obecny w katedrze wizerunek Łaskami Słynącej Piety ze Skrzatusza, który został umieszczony obok żłóbka. Przypomniał też, że Mędrcy, którzy nawiedzili nowo narodzonego Jezusa, wśród swoich darów przynieśli także mirrę, która zapowiadała Jego pogrzeb.
- Bardzo chciałem, żeby obok żłóbka była tu dzisiaj z nami Pieta ze Skrzatusza - Matka Zranionej Miłości i Matka Naszej Nadziei. Przy żłóbku Maryja wylewała pewnie łzy radości, ale ta druga łza, łza bólu, jest nieraz bardzo blisko. W wizerunku piety Ona trzyma martwe ciało Jezusa, ale patrzcie na Jej twarz - Ona ufa Bogu, że życie tak się nie kończy. Ona zaufała temu, który powiedział: "Ja jestem życiem i zmartwychwstaniem". Chcemy dzisiaj przebić się przez nasz ból wiarą i nadzieją.
- Życie pisane Ewangelią nigdy nie jest beznadziejne. Jest zawsze owocne. Każdy uśmiech, każdy gest, każda dobroć, każda radość i szczęście, a więc także każda łza, wydadzą owoce. Zaufajmy Temu, który pierwszy poradził sobie ze śmiercią - zakończył bp Edward Dajczak.