Proszę pozwolić, że rozpocznę od pewnej opowiastki, której już sam tytuł: "O delegacji pasterzy" mnie zaintrygował.
Oto ona: Podobno owej nocy Bożego Narodzenia anioł ukazał się nie tylko tym pasterzom z Ewangelii, którzy uwierzyli słowom anielskim i spontanicznie pośpieszyli do Betlejem. Inni pasterze, wysłuchawszy poleceń anioła, z zakłopotaniem (bo mieli strasznie dużo roboty) zwołali najpierw zebranie ogólne, aby się wspólnie zastanowić, co należy w tym wypadku robić. Po długich i burzliwych obradach postanowiono wysłać dwuosobową delegację, do której weszli pasterze najstarszy i najmłodszy. Delegacja (po co w końcu są delegacje, reprezentacyjne ciała?!) miała najpierw udać się do miasta, aby zakupić odpowiednie podarki dla Dzieciątka. O świcie przewidziano (po co w końcu jest planowanie?!) powrót delegatów do stada. Delegaci już w drodze łamali sobie głowy, co by tu kupić takiemu niezwykłemu Dziecku na prezent, ale jakoś nie mogli dojść do porozumienia: to, co chciał kupić senior, nie podobało się juniorowi - i na odwrót. I tak przed pierwszym pianiem koguta dotarli do Betlejem. Wszyscy jeszcze spali, wszystko było pozamykane. Zaczęli więc budzić handlarzy i w pośpiechu kupili srebrny nóż i rzeźbiony łuk z cięciwami. Z tymi darami wyszli z miasta. Szopę, o której opowiadał wysłaniec nieba, znaleźli szybko, bo usłyszeli wnet śpiewy anielskie i zobaczyli wracających już kolegów. Przyśpieszyli kroku. Za parę minut stali przed Dzieckiem. Po upewnieniu się, że to jest właśnie to Dziecię, padli na kolana, położyli przed żłobkiem srebrny nóż i rzeźbiony łuk z cięciwami i wyrecytowali jednym tchem: pasterze naszej grupy pozdrawiają Cię serdecznie i przynoszą dary. Potem powstali, otrzepali nogawki i skierowali się ku wyjściu.- Już chcecie odchodzić? - spytała zdziwiona Matka Dziecka. - Niestety, nie mamy wiele czasu - odpowiedzieli jak na komendę. - Szkoda - powiedziała Maryja, a po chwili dodała prawie szeptem - szczęśliwi są ci, którym dla drugich nigdy nie brakuje czasu. Ale delegacja już tego dopowiedzenia nie usłyszała…
Przeczytawszy te opowiastkę pomyślałem, jakaż mądra i jakżeż celna jest jej pointa: szczęśliwi są ci, którym dla drugich nigdy nie brakuje czasu. Brzmi jak dobra rada, podpowiedź, życzenie na Nowy Rok. Związek, nawet zależność bycia szczęśliwym od czasu dla innych. Bardzo nam zależy, chcemy być szczęśliwi tu i teraz, to naturalne. Jeśli więc nie jesteśmy, to może dlatego, że brakuje nam czasu dla drugich? A bywa, wcale nie rzadko, że brakuje nam czasu i dla siebie samych, i tak, jak oni z braku czasu nie słyszymy dobrych rad, życiowych podpowiedzi, zwykle powiedzianych, półgłosem, szeptem, niewykrzykiwanych przez megafony.
A tak swoją drogą, to bardzo dobrze, że Boże Narodzenie jest blisko, kalendarzowo sąsiaduje z Nowym Rokiem. Nie wiem, czy to zaplanowany zamysł tych pierwszych układaczy kalendarza, czy przypadek? A przypadek, jak by powiedział śp. ks. Stanisław Bista: to jest to, co przypada nam od Pana Boga. To ta bliskość jest już chyba jak coraz słabiej słyszalna podpowiedź, że Pan Bóg przez człowieczeństwa Pana Jezusa chce rozpocząć Nowy Rok razem z nami.
Ileż mądrości jest w tej cykliczności czasu. Zawsze na nowo. Pewno liczymy, mamy nadzieję na jakąś nowość, świeżość tego Nowego Roku, ale on takim nie będzie sam siebie, tylko przez samą, choćby najbardziej huczną zamianę ósemki na dziewiątkę. On naprawdę może być całkiem, zupełnie Nowym Rokiem, ale tylko dzięki nam. Jeśli my będziemy całkiem nowi.
A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. Dziś nic nas już nie dziwi, nie zadziwia. Wszystko jest tak samo kolorowe i na tę samą nutę. Tak właściwie nie wiele nas cieszy i bawi, a jeśli już, to chwilowo tylko. Wszystko już przeżyliśmy. Wszystko już widzieliśmy, o wszystkim usłyszeli, czy przeczytali.
Może warto w tym Nowym Roku postawić na zmysł zdziwienia się wszystkim, co jest w zasięgu naszego wzroku.
Przyznam się Państwu, że chciałbym, żeby moje tegoroczne zdziwienia zdecydowanie częściej mnie cieszyły niż zawstydzały. A zawstydzających słów aż uszy więdły, powiedzianych publicznie i prywatnie ze wszystkich mównic od domowo-sąsiedzkich przez sejmowo-prezydencko-rządowo-samorządowe po opozycyjne, nie wyłączając kościelnych, było co nie miara. A nieprzyjaznych gestów wobec żywych i umarłych dalekich od dobrych manier, nawet dobrego wychowania też przecież nie brakowało.
Imię Jezus znaczy tyle, co Bóg zbawia. Jeśli więc ten Nowy Rok ma naprawdę być nowy, to nie może w nim zabraknąć zbawiającego Pana Boga. A zbawienie to nic innego, jak rozpoczynanie w życiu nowego, nie tylko nowego roku, a im więcej będzie we mnie, w moim tegorocznym życiu miejsca dla zbawiającego Boga, tym częściej i ja będę mógł być zbawieniem, zbawiającym dla spotykanych.
Tak więc czasu dla siebie i drugich, otwartych uszu na dobre rady i życiowe podpowiedzi, zdziwień, co cieszą, a nie zawstydzają, i bycia zbawiającym, tego na ten Nowy Rok wszystkim, i sobie też, serdecznie życzę.