Dzisiejszy patron to ktoś błyskotliwy, spełniony i doskonale politycznie umocowany. Raz, że bogaty z domu, choć nie był to dom szlachecki, tylko kupiecki. Jakie jednak ma to znacznie, gdy od dawna wiemy, że co jak co, ale pieniądze nie śmierdzą.
Św. Tomasz Becket brewiarz.pl Dzisiejszy patron to ktoś błyskotliwy, spełniony i doskonale politycznie umocowany. Raz, że bogaty z domu, choć nie był to dom szlachecki, tylko kupiecki. Jakie jednak ma to znacznie, gdy od dawna wiemy, że co jak co, ale pieniądze nie śmierdzą. Dwa, to osoba zasiadająca w urzędzie skarbowym miasta Londyn. Trzy, to człowiek, którego prymas Anglii włączył do stanu duchownego i wysłał na studia prawnicze między innymi do Bolonii. Cztery, to ktoś z gminu, z ludu, kogo sam król Henryk II uczynił lordem kanclerzem, czyli obdarzył jednym z najważniejszych urzędów w kraju. No sami państwo powiedzcie, czy to nie jest błyskotliwa kariera? Jest, oczywiście, że jest. A do tych czterech argumentów za jej błyskotliwością, spełnieniem i umocowaniem dodać należy i piąty – oto, gdy umiera prymas Anglii, król osobiście wyznacza naszego patrona na jego następcę. Oczywiście, żeby to doszło do skutku, potrzeba mu tylko przyjąć święcenia kapłańskie i biskupie, co też czyni. I tutaj następuje coś, czego się nikt nie spodziewał. Nie tylko król, jego dworzanie i duchowni, ale chyba także i sam zainteresowany, czyli świeżo konsekrowany prymas. Nagle bowiem dotarło do niego, że oto skoczyły się żarty. Skończyły się dworskie intrygi, ambicjonalne zagrywki i umiejętność płynięcia z prądem. Od teraz bowiem ten zdolny karierowicz realnie stał się odpowiedzialny za wszystkich wiernych królestwa. I to nie przed królem, z którym nauczył się bezpiecznie obchodzić, ale przed Bogiem, który wszystko widzi i bez trudu czyta w ludzkich sercach. Co stało się dalej? Otóż dalej, ta fantastyczna kariera została spektakularnie złamana. Nasz święty zrezygnował z urzędu kanclerza królewskiego, przywdział włosiennicę, zaczął wieść życie ascetyczne, skupił się na modlitwie i uczynkach miłosierdzia. Jakby tego było mało stał się tak nieustraszonym i nieprzejednanym obrońcą praw Kościoła, że musiał w pewnym momencie uciekać nawet z kraju, przed gniewem swojego niedawnego protektora, króla Henryka II. Musiało minąć 6 długich lat, musiał interweniować papież i król Francji, by władca zgodził się na powrót prymasa do kraju. Jednak odtąd nasz patron był na cenzurowanym. I wystarczyła zaledwie iskra, by doszło do tragedii. Tą iskrą stały się - jakoby mimochodem - rzucone słowa : "Poddani moi to tchórze i ludzie bez honoru! Nie dochowują wiary swemu panu i dopuszczają, żebym był pośmiewiskiem jakiegoś tam klechy z gminu". Czterej rycerze usłyszeli je, wsiedli na koń, wjechali do pałacu prymasa w Canterbury i w tamtejszej katedrze zarąbali go w czasie Nieszporów. Był 29 grudnia 1170 roku. O tym jak wielkie czyn ten wywołał oburzenie, świadczą nie tylko gromy, jakie posypały się na Henryka II, ale i fakt, że zaledwie po 3 latach zamordowanego biskupa ogłoszono świętym męczennikiem. Czy wiecie państwo jak się nazywał? To św. Tomasz Becket.