Kiedy ktoś mnie pyta jakie były najszczęśliwsze dni mojego życia, mówię bez zastanowienia – urodziny moich synów.
Tymek przyszedł na świat 12 marca o 23-ciej i przez całą resztę nocy w ciemnościach za oknem szpitala słyszałam, myślcie sobie co chcecie - śpiewy aniołów radosnych, że urodził się człowiek. Od początku zaznaczył swoją intensywną obecność - mocnym płaczem, machaniem rączkami, delikatnym skrzywieniem dzielnej buzi, która nagle musiała spojrzeć w twarz nowemu światu. Myślę sobie, że tamtemu śpiewowi aniołów, nie dorównuje nawet anielska muzyka Bacha, Mozarta czy Kilara, z całym szacunkiem do tych wybitnych kompozytorów. Tamta muzyka była wtedy zastrzeżona dla jednej matki, która urodziła.
Mój młodszy syn Błażej przyszedł na świat 8 lutego, o godzinie piątej czterdzieści pięć i spojrzenie jego jednego, prawego oka, bo lewe jeszcze było sklejone mazią płodową, od początku ustawiło mnie jako matkę. Wiedziałam, że od tej chwili nie uniknę jego wzroku, że już się nie wymigam. Jego delikatne, nagie ciałko z widocznymi żyłkami prześwitującymi przez skórę, było najpiękniejszą wyprawką, którą dostał od Boga. Trzy kilogramy dwieście gramów mocy, ale i delikatności, którą nikt z położnych, ani ja sama, nie śmieliśmy urazić. Przy drugim dziecku matki zwykle są spokojniejsze, więc więcej widzą. Widziałam, jakie mam szczęście, że po raz drugi udało mi się przenieść na ten świat nowe życie.
25 grudnia każdego roku świętujemy urodziny Boga. Maryja, Jego matka, od początku wiedziała, że to nie jest zwykła ciąża i zwykły syn. Ale przez dziewięć miesięcy i podczas porodu musiała czuć to, co każda kobieta w stanie błogosławionym, a jej skurcze porodowe pewnie były równie dotkliwe jak u innych rodzących. Trudno sobie wyobrazić ten moment kiedy na świat, przez otwór między „kałem a moczem”, jak wyraziście i obrazowo pisał poeta, przychodzi Bóg. Cała nowa historia zaczyna się od tych urodzin, kiedy maleńki Jezus zaczyna krzyczeć, prężyć się jak każdy noworodek, otwiera oczy, a może jedno oczko, i patrzy w twarz swojej mamie. A Ona może słyszy śpiewające anioły, wie, że tym spojrzeniem stwarza w niej matkę? W tej chwili Maria musiała czuć jeszcze coś wyjątkowego. Wszystkie rodzące wiedzą, że ich dzieci kiedyś umrą, ale Maryja wyraźnie usłyszała, że Jej duszę z powodu tego dziecka przeniknie miecz i wiedziała, że śmierć nie zostawi Go w spokoju. Dlatego, bardziej niż inne matki, musiała zapamiętywać ciałko swojego synka, żeby trwało w jej myślach, jak w kołysce do utulenia kiedy przybiją go do krzyża i zabiją.
Urodziny dziecka to moment kiedy wszystko się zaczyna – nie tylko nowe życie maleństwa, ale i jego matki, ojca, bliskich, którzy przez jego przyjście sami rodzą się po raz drugi. Kiedy jutro usłyszycie Państwo głos płaczącego Jezuska, też urodźcie się razem z Bogiem.