Czas przedświąteczny, więc dzisiaj trochę poezji. Znacie państwo wiersz Czesława Miłosza „Dziecię Europy”?
To posłuchajcie fragmentów: „Nie może być mowy o triumfie siły/ Bowiem jest to epoka gdy zwycięża sprawiedliwość./ Nie wspominaj o sile, by cię nie posądzono/ Że w ukryciu wyznajesz doktryny upadłe./ Kto ma władzę, zawdzięcza ją logice dziejów./ Oddaj logice dziejów cześć jej należną./ Niech nie wiedzą usta wypowiadające hipotezę o rękach które właśnie fałszują eksperyment./ Niech nie wiedzą twoje ręce fałszujące eksperyment/ O ustach, które właśnie wypowiadają hipotezę./ Umiej przewidzieć pożar z dokładnością nieomylną./ Po czym podpalisz dom i spełni się co być miało./ Z małego nasienia prawdy wyprowadzaj roślinę kłamstwa,/ Nie naśladuj tych co kłamią, lekceważąc rzeczywistość./ Niech kłamstwo logiczniejsze będzie od wydarzeń,/ Aby znużeni wędrówką znaleźli w nim ukojenie./ Po dniu kłamstwa gromadźmy się w dobranym kole/ Bijąc się w uda ze śmiechu, gdy wspomni kto nasze czyny./ Niech słowa twoje znaczą nie przez to co znaczą/Ale przez to wbrew komu zostały użyte./ Ze słów dwuznacznych uczyń swoją broń,/ Słowa jasne pogrążaj w ciemność encyklopedii./ Żadnych słów nie osądzaj, zanim urzędnicy/ Nie sprawdzą w kartotece kto mówi te słowa.”… Miłosz napisał ten wiersz wiele, wiele lat temu, w zupełnie innym kontekście społecznym, politycznym, kulturowym. Ale jak każde dzieło literackie i „Dziecię Europy jest podatne na zdradę, którą francuski socjolog Robert Escarpit charakteryzuje jako zdolność dzieła literackiego do stania się w każdym momencie jego historii czym innym niż tym, czym było w momencie powstania. Nowe konteksty destylują nową mądrość z dzieła, które zaczyna w ten sposób pretendować do uniwersalności. Miłosz napisał cytowany wiersz, kiedy swoisty koniec historii zapowiadał komunizm. Dzisiaj wielu żyje wersją końca historii zapowiedzianą przez amerykańskiego politologa Francisa Fukuyamę. Ostateczną forma świata miała stać się według niego, zresztą – tam miała, stawała się po prostu - liberalna-demokracja. I jak czyta się dzisiaj „Dziecię Europy”? Dobra, nie wszystko się zgadza. Na przykład - dzisiaj kłamie się bezczelnie nie zważając ani na logikę, ani na rzeczywistość – fakty prasowe, fakty propagandowe starają się, jakże często z sukcesem, zastąpić fakty, tak to wygląda w epoce post-prawdy. Ale przyjrzyjmy się raz jeszcze końcowym wersom fragmentu przywoływanego utworu. „Niech słowa twoje znaczą nie przez to co znaczą/Ale przez to wbrew komu zostały użyte./ Ze słów dwuznacznych uczyń swoją broń,/ Słowa jasne pogrążaj w ciemność encyklopedii./ Żadnych słów nie osądzaj, zanim urzędnicy/ Nie sprawdzą w kartotece kto mówi te słowa”. Otóż, żyjemy w czasie, kiedy takim słowem stał się faszyzm. Nie, żebym bronił faszyzmu, absolutnie, nie. Natomiast rzuca się w uszy, że nie wszyscy, którzy używają słowa „faszyzm” wiedzą o czym mówią – nawet była minister oświaty popisała się nie tak dawno w mass-mediach żenująca na ten temat niewiedzą. W zasadzie faszyzm funkcjonuje dzisiaj w debacie publicznej na prawach epitetu. A George Orwell dawno temu, bo w czasie trwania II wojny światowej przestrzegał: „Wszystko co można w tej chwili uczynić, to używać słowa >>faszyzm<< nieco bardziej oględnie, nie zaś – jak się to zwykle praktykuje – degradować go do rangi wyzwiska”. Leszek Kołakowski jeszcze w latach 70-tych ubiegłego wieku podsumował modę na używanie słowa „faszysta” w taki sposób: „Słowo >>faszysta<< to ktoś, z kim się nie zgadzam, lecz nie jestem w stanie z nim polemizować na skutek mojej ignorancji” (Leszek Kołakowski, Moje słuszne poglądy na wszystko, Znak Kraków 199, s. 402). I nieco dalej oddaje atmosferę panującą na Zachodzie w tamtych czasach (Faszystą na mocy definicji jest każdy, komu zdarzyło się być uwięzionym w kraju komunistycznym. W roku 1968 uciekinierzy z Czechosłowacji witani byli w Niemczech przez bardzo postępowych i absolutnie rewolucyjnych goszystów transparentami z napisem >>faszyzm nie przejdzie<<” (tamże, s.403). Antyfaszysta to brzmi dumnie. Jednak, ośmielę się zauważyć, antyfaszyzm brzmi dumnie tylko wtedy, gdy trzeba za to, że jest się antyfaszystą płacić cenę wysoką, niekiedy bywało, że własnym życiem. Tak, ci, którzy byli antyfaszystami, a właściwie antynazistami w latach 30-tych, w hitlerowskich Niemczech mogli mieć powód do dumy, acz ze zrozumiałych względów, żaden z nich nie mógł liczyć na tytuł antyfaszysty roku. Co ciekawe przebywający wówczas, tak, tak w połowie lat 30-tych w Niemczech, późniejszy guru lewackich ruchów wyzwoleńczych francuski filozof Jean Paul Sartre w ogóle na zauważył w Niemczech ani faszyzmu, ani nazizmu. Dostrzegał za to Sartre - i bezlitośnie piętnował - faszyzm we Francji zaraz po wojnie, a faszystą był dla niego generał de Gaulle. Lepiej mylić się z Sartrem niż mieć rację z Raymondem Aronem, prawicowym adwersarzem Sartre’a – powiadali swego czasu francuscy lewacy i doprawdy w tym akurat byli niezwykle konsekwentni.