„Ci wasi biskupi, pozabijajcie ich. Nie służą oni żadnemu celowi. Jedyne, co robią, to krytykują” – to słowa prezydenta Rodrigo Duterte, którego autorytarne rządy od 2016 r. spowodowały już na Filipinach setki ofiar.
W środę w Malacañang filipiński prezydent nawoływał do zabijania "bezużytecznych" biskupów. Natomiast w swoim kolejnym przemówieniu, podczas wręczania nagród dla najlepszych pracowników w kraju, stwierdził, że większość księży to homoseksualiści, więc nie mają oni prawa pouczać go o moralności. Nie są to pierwsze tego typu wypowiedzi. W czerwcu bowiem ściągnął na siebie falę krytyki po tym, jak nazwał Boga katolików „głupim”. „Mój ma znacznie więcej zdrowego rozsądku” – dodał Duterte, który założył swój własny kościół.
Katolicka Konferencja Biskupów Filipin pomija prezydenckie rozgrywki milczeniem, aby nie dolewać oliwy do ognia. „Nasze komentarze mogłyby jedynie pogorszyć sytuację” – powiedział ks. Jerome Seciliano, zajmujący się sprawami publicznymi przy filipińskim episkopacie. Hierarchowie znaleźli się na celowniku Duterte ze względu na krytykę jego polityki antynarkotykowej, która zakłada mordowanie sprzedających lub posiadających niedozwolone substancje, bez uprzedniego postawienia winowajców przed sądem.
W lutym Międzynarodowy Trybunał Karny oskarżył Rodrigo Duterte o śmierć prawie 4 tys. osób. W przemówieniu do żołnierzy prezydent powiedział wtedy, że jeżeli w kraju pojawią się przedstawiciele ONZ badający stan praw człowieka, wojsko może rzucić ich na pożarcie krokodylom.