Kilka międzynarodowych grup przemierza pieszo Śląsk w drodze na szczyt klimatyczny. Dwie z nich nocowały ze środy na czwartek w Mikołowie.
Ci wędrowcy deklarują, że są pielgrzymami. W większości z grup idą ludzie z różnych wyznań. Organizatorami tych pieszych wypraw są różne organizacje chrześcijańskie, czasem we współpracy z Greenpeace.
Mikołowski proboszcz ks. Mirosław Godziek zdziwił się w czwartek rano, widząc obcokrajowców z jednej z grup, którzy przyszli rano na roraty do bazyliki. Msza św. zaczyna się o 6.30, a oni byli w kościele już o za pięć szósta. Był zbudowany ich postawą. - Przywitałem ich, modlili się na kolanach przed Najświętszym Sakramentem - mówi.
Druga z tych międzynarodowych grup maszeruje do Katowic od przeszło 60 dni aż z Watykanu. Na jej czele stoi Yeb Saño, były przedstawiciel Filipin przy ONZ. "Gość" odwiedził dzisiaj tę grupę na drodze przy granicy Mikołowa i Katowic-Podlesia. Szli do Imielina, gdzie mieli spotkać się z władzami miasta i z uczniami.
Yeb jest katolikiem, podobnie jak większość jego grupy. Do ukształtowania się jego poglądów przyczyniła się tragedia, jaką przeżył na Filipinach w 2013 roku. W jego wyspę uderzył wtedy tajfun Haiyan. Yeb uczestniczył w wydobywaniu spod gruzów 73 ciał sąsiadów z jego miejscowości.
Tajfuny na Pacyfiku są coraz groźniejsze, bo rośnie temperatura tego oceanu. Yeb jest zwolennikiem hipotezy, że to człowiek odpowiada za ocieplanie się klimatu. Jego zdaniem ludzkość powinna temu przeciwdziałać.
W grupie idą też inni Filipińczycy, którzy w niszczycielskim tajfunie z 2013 r. stracili przyjaciół. Są również ludzie z Francji, Irlandii, Włoch, Niemiec i Polski; jedna osoba jest z Nowego Jorku. Idzie z nimi też ksiądz z Kenii.
- Po drodze rozmawiamy o ekologii z władzami miast, prowadzimy warsztaty w szkołach, pokazujemy filmy - wylicza Patrizia Majowski, Niemka z polskimi korzeniami, uczestniczka marszu.
Poprzedniej nocy, z 4 na 5 grudnia, pielgrzymi nocowali w domach studentów duszpasterstwa akademickiego w Rybniku. Są zachwyceni, że mogli bliżej poznać Polaków. Zjedli posiłek z prezydentem Rybnika.
- Studenci zabrali nas do burgerowni, którą prowadzą w Rybniku, na burgery z falafelem, bo my wszyscy jesteśmy wegetarianami i weganami... Studentom było trochę szkoda, że nie jemy mięsa - śmieje się Patrizia.
Wędrowcy wzięli też udział w ostatnim dniu rekolekcji dla studentów w gotyckim kościółku akademickim "Na Górce" w Rybniku. Opowiedzieli tam o śmierci ich przyjaciół w tajfunie sprzed pięciu lat. Wyjaśnili, że mówią o tym, by inni nie musieli przeżywać tego, co oni sami przeszli.
Wędrowcy sami też skorzystali na tym spotkaniu. Patrizia przyznaje, że szczególnie mocno przeżyli Eucharystię, którą wraz z ich kenijskim księdzem odprawili dwaj polscy kapłani - ks. Krzysztof Nowrot i ojciec Lech Dorobczyński, franciszkanin, rekolekcjonista.
- Jeszcze nigdy nie przeżyłam takiej Mszy! Ona trwała 1,5 godziny, ale dla mnie to było krótko. W czasie modlitwy wiernych ksiądz powiedział tylko pierwszą intencję, a później każdy w tym kościele mógł powiedzieć swoją, spontaniczną modlitwę - mówi Patrizia. Modlitwa z Polakami jest dla niej czymś odkrywczym.
Wizyta tej międzynarodowej, ekologicznej ekipy w Rybniku przypadła na wspomnienie św. Barbary, patronki górników.
- Polski ksiądz we wprowadzeniu przed Mszą wspaniale wyważył akcenty. Mówił o tym, że powinniśmy dbać o środowisko, ale też uważać na ludzi, na ich pracę i na ich kulturę - mówi Patrizia i dodaje, że to bardzo pasuje do przesłania jej grupy.
O innej grupie chrześcijańskich wędrowców - głównie z Niemiec - pisaliśmy tutaj
Poniżej - galeria zdjęć