Ten dzisiejszy felieton, chyba jak żaden dotychczasowy trafia w punkt między liturgiczne wspomnienia ważnych dla nas postaci, kobiety i mężczyzny, świętych, a jakże - Barbary i Mikołaja.
Ciekawym, a może więcej, przydatnym może nam być to dzisiejsze napięcie między Barbarą a Mikołajem.
Barbara, co o niej wiemy? Prawdę mówiąc nie wiele. Nie wiemy nawet, kiedy ani w jakich okolicznościach poniosła śmierć. Może było to ok. roku 305, kiedy prześladowania za Maksymiana Galeriusza były największe. Nie znamy również miejscowości, w której żyła i oddała życie za Chrystusa. Późniejszy jej żywot to legenda. Według niej była piękną, wykształconą w Nikomedii. córką bogatego poganina Dioskura. Prowadziła nawet korespondencję z wielkim Orygenesem. Dzięki niemu przyjęła chrzest i złożyła ślub czystości. Ojciec chcąc wydać ją za mąż i złamać najpierw uwięził w wieży. Była głodzona i straszona, żeby tylko wyrzekła się wiary, nawet zaprowadził ją do sędziego i oskarżył. A kiedy wyszukane tortury nie pomogły sędzia wydał wyrok, by ściąć ją mieczem, a wykonawcą wyroku miał być Jej ojciec.
Czemu to przypominam? Bo zdaje mi się, że warto, a nawet trzeba. Miała przed sobą pewno dostatnie, wygodne i bezpieczne życie, bo z pewnością wybrany przez ojca kandydat by jej to zapewnił, a Ona konsekwentnie nie, bo musiała by postąpić wbrew sobie, złamać zasady, które przyjęła, zdradzić wartości, które wybrała, albo pójść na kompromis z samą sobą i ze swoimi zasadami. Innymi słowy byłaby to zmiana zachowania na skutek (…) wpływu innych ludzi. Podporządkowanie się wartościom, poglądom, zasadom i normom postępowania obowiązującym w danej grupie społecznej. W tym rozumieniu jest to zmiana związana z faktem, że członek grupy miał początkowo inne zdanie czy inaczej się zachowywał niż grupa, a następnie je zmienił w kierunku zgodnym z oczekiwaniami grupy. Czyli konformizm, bo tak brzmi jego definicja. Zwracam na to uwagę, bo zdaje mi się, że konformizm święci dziś triumfy w każdej przestrzeni naszego życia od społeczno politycznej przez rodzinno towarzyską po etyczno obyczajową.
Przypomnę w tym kontekście klika zdań prof. Tadeusza Sławka: dzięki wyobraźni moralnej wiem, że jestem ważny, ale nie najważniejszy. (…) Przed czym zatem strzeże wyobraźnia moralna? Idąc śladem Simone Weil: przed pochopnym uleganiem „zgodności” z dominującymi poglądami; przed aktywnością, która byłaby wygodnym naśladowaniem tego, co czynią wszyscy: przed uleganiem magii tych, którzy doznali gwałtownych nawróceń; przed konformizmem, który jest diabelską parodią łaski, diabelską, bowiem to, co interesownie ludzkie, zajęło miejsce tego, co bezinteresownie boskie. Koniec cytatu. I po tym, co teraz usłyszeliśmy dobrze byłoby by na chwilę zamilknąć i naprawdę o sobie, o nas tak na poważnie pomyśleć.
A Mikołaj? Mikołaj urodził się w Patras w Grecji ok. 270 r. Był jedynym dzieckiem zamożnych rodziców. Po ich śmierci swoim znacznym majątkiem chętnie dzielił się z potrzebującymi. Miał ułatwić zamążpójście trzem córkom zubożałego szlachcica, podrzucając im skrycie pieniądze. O tym wydarzeniu wspomina Dante w "Boskiej komedii". Wybrany na biskupa miasta Miry (obecnie Demre w południowej Turcji), podbił sobie serca wiernych nie tylko gorliwością pasterską, ale także troskliwością o ich potrzeby materialne. To fragment brewiarzowych informacji.
Lapidarnie rzecz ujmując św. Mikołaj, chyba jak nikt inny kojarzy nam się, jest uosobieniem dobroci, bezinteresownej i anonimowej dobroci, więcej wyobraźni dobra.
Czy potrafimy być bezinteresownie i anonimowo dobrzy? A co z naszą wyobraźnią dobra? Odpowiadając na tak postawione pytania zacytuję prof. Krzysztofa Zanussiego: Powszechnym marzeniem bogatej części świata, a ja dowiem, także tej naszej, jest to, aby zachować to, co mamy. Widać ciasny horyzont wzrostu. Nie możemy bez końca bogacieć. (…) Marek Aureliusz pisał, że to nie ubóstwo nas nęka, ale pragnienie bogactwa. A cóż, jeśli ten motyw zniknie? Może znów warto wrócić do Marka Aureliusza, który pisał: „Człowiek jest tyle wart, ile warte są sprawy, którymi się zajmuje”. (…) czy ludzkość potrafi żyć w świecie, w którym nie będzie, za co czy po co umierać? W świecie, w którym możemy unicestwić cierpienie, ale w którym nie możemy wskazać sensu?
Muszę przyznać, że od dłuższego czasu dźwięczy mi w uszach to przypomniane zdanie Marka Aureliusza: Człowiek jest tyle wart, ile warte są sprawy, którymi się zajmuje.
I dedykuję je sobie i Państwu, tak na Adwent, poprzez postaci Barbary i Mikołaja, nonkonformizmu i wyobraźni dobra. Zdaje mi się, że jednego i drugiego bardzo nam dziś
potrzeba. A mamy kogo naśladować.