Zwyczajny młody chłopak z gitarą, dusza towarzystwa. Może niezbyt zdolny, ale za to pilny uczeń. Z jednej strony skłonny do refleksji – zdarzyło mu się, że przez cały tydzień mieszkał w zbudowanej przez siebie pustelni – a z drugiej równie chętny do psot.
Bł. Michał Augustyn Pro brewiarz.pl Zwyczajny młody chłopak z gitarą, dusza towarzystwa. Może niezbyt zdolny, ale za to pilny uczeń. Z jednej strony skłonny do refleksji – zdarzyło mu się, że przez cały tydzień mieszkał w zbudowanej przez siebie pustelni – a z drugiej równie chętny do psot. Bo w ramach żartu jako nastolatek przebrał się w jezuicką sutannę i obchodził w niej okoliczne wioski wygłaszając kazania oraz przyjmując proponowaną mu gościnę. Choć akurat ten ostatni psikus okazał się znaczący. Nie minęło bowiem 10 lat, jak bohater tej historii wstąpił do jezuitów i tym razem już w mocy prawa została mu nałożona sutanna, a także udzielone święcenia. Jest rok 1925, papież Pius XI ustanawia uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata, a ten młody Meksykanin rozpoczyna w swoim ojczystym kraju posługę kapłańską. Po jego radosnym usposobieniu nie ma już jednak śladu. Wszak w Meksyku trwa w najlepsze okres antykatolickich rządów, zakony są rozwiązane, a wszelki religijny kult schodzi do podziemia. W takich to warunkach dzisiejszy patron potajemnie odprawiał Msze święte w domach prywatnych, spowiadał, udzielał sakramentów i odwiedzał chorych. Podejmował się także pomocy najuboższym i nie była to tylko pomoc duchowa. Żeby nie zostać aresztowanym korzystał z umiejętności, którą opanował jako nastolatek – wszędzie chodził w przebraniu. A to żebraka, a to wariata, a to zakochanego. Tak, tak. Zdarzyło się bowiem, że uciekając przed policją zmylił pościg z pomocą przypadkowo mijanej dziewczyny. Po prostu zamiast biec dalej ulicą na złamanie karku stanął, chwycił ją za rękę i wyszeptał : "Pomóż mi - jestem księdzem". W efekcie ścigający kapłana żandarmi minęli bez zatrzymania flirtującą ze sobą parę młodych. Jednak gdy dwa lata później, w niedzielę 13 listopada 1927 roku, ktoś w nieudanym zamachu bombowym usiłował zabić prezydenta Meksyku, każda przebieranka i każdy fortel okazał się zbyt mały by ukryć się przed furią władz. Władz, które chciały krwi, a nie odkrycia prawdziwych sprawców. Tak więc zarówno dzisiejszy patron, jak i jego rodzony brat oraz zakonni współbracia zostali zadenuncjowani, aresztowani, osądzeni i straceni równo 10 dni po zamachu - 23 listopada 1927 roku. Zanim jednak człowiek, którego dzisiaj wspominamy, zginął od kul plutonu egzekucyjnego, zdążył przebaczyć wszystkim swoim prześladowcom, podnieść do góry krzyż i różaniec i krzyknąć : "Vivo Cristo Rey!" - "Niech żyje Chrystus Król". O tym, jak grubymi nićmi szyte było to oskarżenie i wyrok, zaświadczył niechcący szef miejscowej policji, mówiąc po egzekucji : "Dobrze wiem, że był niewinny, ale trzeba było zabić kapłana, aby inni się bali". Czy wiecie państwo pod czyim adresem wypowiedziane były te słowa? Błogosławionego Michała Augustyna Pro, jezuity, kapłana, meksykańskiego męczennika z początku XX wieku.