Co robi dzisiaj troskliwy mąż, gdy jego żona ma bolesny i ciężki poród? Oczywiście towarzyszy jej w szpitalu. A co w tej samej sytuacji 1500 lat wcześniej zrobił Klodwig, król Franków? Udał się na polowanie, żeby odreagować stres.
Św. Leonard z Limoges brewiarz.pl Co robi dzisiaj troskliwy mąż, gdy jego żona ma bolesny i ciężki poród? Oczywiście towarzyszy jej w szpitalu. A co w tej samej sytuacji 1500 lat wcześniej zrobił Klodwig, król Franków? Udał się na polowanie, żeby odreagować stres. I pewnie słuchające tego panie właśnie zaczęły kiwać z politowaniem głowami. Zanim jednak Klodwig w waszych oczach stanie się typowym szowinistycznym przedstawicielem pewnego hodowlanego zwierzęcia, pozwólcie proszę o kilka uwag na marginesie tego wydarzenia. Uwaga pierwsza – w kwestii porodu w tamtych czasach każdy mężczyzna, nawet władca, był nieprzydatny. Uwaga druga – poród był najbardziej niebezpiecznym momentem w życiu ówczesnej kobiety, a bolesny i ciężki zwiastował raczej szybkie owdowienie małżonka, który mógł w tym czasie albo miotać się w rozpaczy po zamku, albo miotać oszczepem po okolicznych lasach w nadziei trafienia jakiegoś grubego zwierza. I wreszcie uwaga trzecia – król Klodwig wykazał się sporą intuicją wybierając las do miotania oszczepów. Trafił bowiem dokładnie w to miejsce, które wybrał sobie dzisiejszy patron na swoją pustelnię. Nie był więc być może aż tak zaskoczony, gdy przemierzając knieje w poszukiwaniu Bogu ducha winnego niedźwiedzia, zobaczył na swojej drodze Bogu ducha poświęcającego człowieka. I to człowieka, którego znał, bo miał okazję spotkać go w Reims, u boku św. Remigiusza, biskupa. Co robił nasz król w tamtejszej katedrze? Akurat tak się złożyło, że pod wpływem swojej małżonki, Klotyldy, przyjmował chrzest razem z całym swoim dworem dokładnie w Boże Narodzenie roku 496. Ponieważ okoliczność była ważna, więc i pomocnika biskupa zapamiętał. A teraz, gdy ujrzał go na swojej drodze, wpadł na najprostszy pomysł rozwiązania problemu z ciężkim, bolesnym i niebezpiecznym porodem Klotyldy. Co zrobił? Poprosił go o modlitwę. W końcu kto, jak nie święty mąż, pustelnik, może coś wskórać u jedynego Boga? Nasz dzisiejszy patron spełnił prośbę króla, a Bóg przychylił się do zanoszonego błagania. Królowa szczęśliwie urodziła dziecko, jak się okazało pierwsze z pięciorga, a pustelnik otrzymał las w którym mieszkał na własność. Ponieważ nie uważał, że zrobił coś wyjątkowego las nazwał nobilissimo rege, Nobiliacum, czyli darem szlachetnego króla. Wystawił też kościółek pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny, a w nim ołtarz ku czci św. Remigiusza, biskupa. Ponieważ jednak sława orędownictwa bohatera tej historii rozeszła się lotem błyskawicy po okolicy, musiał on zapomnieć o byciu anonimowym pustelnikiem. Do Nobiliacum zaczęło przybywać mnóstwo osób potrzebujących jego skutecznego wstawiennictwa. Nie tylko mężowie pragnący by ich żony przeżyły poród, ale też bliscy osób niesprawiedliwie uwięzionych przez króla lub możnych. Byli także i tacy, którzy chcieli poddać się jego kierownictwu duchowemu i dla tych trzeba było wybudować klasztor. A gdy w końcu nasz dzisiejszy patron umarł i liczył na to, że wreszcie zazna nieco spokoju, to okazało się, że stał się jednym z najpopularniejszych świętych w średniowiecznej Europie, który na swoich barkach miał jeszcze zadanie orędowania za jeńcami wojennymi. O kim mowa? To św. Leonard z Limoges, bardzo zapracowany pustelnik.