Przemknęły, dla wielu pewnie niepostrzeżenie, kolejne Śląskie Targi Książki. A ja pozostałem po nich z taką oto refleksją
Otóż nawet tak prostą formułę „Czego się Jaś nie nauczył...” czytać można na kilka sposobów. Mnie najbardziej odpowiada taki – zdaje mi się zresztą najbardziej konwencjonalny - to, czego się Jaś nie nauczył, to już przepadło po prostu. Jan nie tylko tego nie umie, ale najzwyczajniej w świecie nie jest – już jako Jan - w stanie nadrobić nieodwracalnych, jak się okazuje, strat. Nawet Bóg – powiada Akwinata - nie jest w stanie przywrócić utraconego dziewictwa. Dzieciństwa, jak się okazuje, też przywrócić nie można – bo infantylizm jest tylko nieudaną protezą i naprawdę nie brzmi interesująco. Bo nauki, które Jaś odebrać może, dla Jasia tylko są przeznaczone, Jan nie ma już do nich dostępu. Czy zresztą o umiejętności, a szerzej – o wiedzę tu idzie? Nie idzie tu przecież o mocno skomplikowaną technikę budowy latawca. Jan, jeśli tylko będzie chciał i znajdzie odrobinę czasu, skonstruuje lepszego latawca niż Jaś. Jeśli będzie mu się chciało, oczywiście. Ale i Jaś ma swoje przewagi. Zapytajmy zatem - czego Jan nie umie i nauczyć się już nigdy nie będzie w stanie? Otóż, po pierwsze, Jan skażony jest wiedzą grzeszną – wie mianowicie, a przynajmniej wydaje mu się, że wie - co to jest literatura. Wie, że są książki i książki, powieści i powieścidła, że jest literatura klasy A i B, i że B zwykle wiąże się z kompleksem; wie że są autorzy i grafomani, wie także, że jest historia literatury i literatura współczesna, a jeśli, nie daj Bóg, pozna bliżej autorów książek, to wie także, jak płaskie ambicje nimi często kierują – stypendium, nagroda, wydawnictwo, nakład, poklask środowiska... Gdzież tu myśleć o Prawdzie /jak wiadomo zresztą, jest represywna/, o wrażliwości /koń by się uśmiał/, odkrywaniu światów /toż to Panie jakieś pomylenie z pomieszaniem/. Innymi słowy – książki przestają być dla Jana odpryskami wielkiej Księgi, kryjącymi nieprzebrane tajemnice, zapowiadającymi opowieści niesamowite, ale przecież jednak jakoś tam prawdziwe, a stają się zwykłym elementem Kultury, pisanej wówczas koniecznie z wielkiej litery. W tej sytuacji zanika pierwotna postawa wobec książki, radość czytania połączona z zaciekawieniem, co też będzie dalej. Tę w późniejszym wieku rezerwuje się dla czytanych wstydliwie książek sensacyjnych – pisał o tym Umberto Eco. Myślę, że fascynacja wielu intelektualistów tymi właśnie powieścidłami ma swoje nigdy do końca niewypowiedziane źródło właśnie w chęci powrotu do czasów dzieciństwa. Ale i ta fascynacja literacką skażona jest złą wiedzą. Bo nawet akademiccy wielbiciele kryminałów czytają je jednak inaczej, niż niegdyś czytali swoje pierwsze ważne książki. Zwracają uwagę (po prostu już nie mogą inaczej) na struktury narracyjne, a postaci z krwi i kości, zapisane na papierze drukarską farbą traktują (słuchajcie, słuchajcie!) jako teksty kultury itd. itp. Nikt z nich (zresztą taką mam nadzieję) nie pasjonuje się (nie jest w stanie pasjonować się) na serio przygodami agenta 007 Jamesa Bonda, który – jak dobrze wiadomo, wyjdzie przecież zwycięsko z każdej opresji. Tak więc przejąć się na serio czytaną przez siebie książką Jan nie jest w stanie. I nie zapłacze nad „Chatą wuja Toma” - chyba, że jest chorobliwym nadwrażliwcem, albo przesadnie sentymentalną gospodynią domową. Tak więc Jan nie uroni nad „Chatą Wuja Toma” łezki, zaduma się raczej nad formami propagandy abolicjonistów. A Jaś? Otóż Jaś, co to jest literatura - nie wie. On odpowiedź na pytanie „co to jest literatura?” dopiero poznaje. Jak pozna, to przynajmniej w tej sferze Janem będzie, nie Jasiem. Często zresztą Jaś poznaje odpowiedź na pytanie co to takiego literatura niechętnie - skazany na nią przymusem szkolnym, gwałtem symbolicznym powiedziałby może francuski socjolog Pierre Bourdieu. Ale – jeśli Jaś ma szczęście i czytających rodziców - niepokoi go także literatura z półek domowej biblioteki. Bo jeśli domowa biblioteka nie istnieje, to Jaś będzie czytał tylko to, co znajdzie na ekranie „ajfona”. Więc jeśli, któreś z rodziców narzeka, że dziecko nie czyta książek, niech sam siebie zapyta co takiego może znaleźć ich pociecha w domowej bibliotece. Jeśli – zastrzegam - domowa biblioteka w ogóle istnieje, rzecz jasna.