Podobno książka autorstwa dzisiejszego patrona jest trzecią najczęściej przepisywaną, tłumaczoną, komentowaną i drukowaną w literaturze światowej. Naprawdę.
Św. Seweryn Boecjusz brewiarz.pl Podobno książka autorstwa dzisiejszego patrona jest trzecią najczęściej przepisywaną, tłumaczoną, komentowaną i drukowaną w literaturze światowej. Naprawdę. Ustępuje miejsca jedynie Biblii i poradnikowi Tomasza z Kempen zatytułowanemu „O naśladowaniu Chrystusa”. To, co może jednak naprawdę zaskakiwać, to fakt, że zarówno samo dzieło, jak i jego autor mogą nam już w dzisiejszym zalewie pulpowej literatury nic kompletnie nie mówić. Niech więc zadaniem państwa będzie ustalenie obu tych niewiadomych – kto i co właściwie napisał. Ja natomiast od siebie postaram się podać parę istotnych szczegółów, które pomogą uporać się z tą zagadką. Zacznijmy od tego, że człowiek, który stoi za owym niezwykle poczytnym dziełem, żył na przełomie IV i V wieku. Był nie tylko rodowitym Rzymianinem, ale pochodził również z godnej senatorskiej rodziny. Chrześcijanin, do tego świetnie wykształcony. Nic więc dziwnego, że pełnił w Wiecznym Mieście urząd konsula i to nawet wtedy, gdy imperium legło w gruzach za sprawą barbarzyńskich władców Odoakra, a następnie Teodoryka. Dlaczego nie zrzekł się owej funkcji, gdy znany mu świat runął na jego oczach? Był aż takim karierowiczem? Nie. Był po prostu ostatnim filozofem starożytności. Kto, jak nie on, miał trwać do końca na swoim posterunku niczym kapitan na tonącym okręcie? Kto miał pilnować tego, by ocalało jak najwięcej osób? Za tę postawę trafił w końcu do więzienia w Pavii. Począwszy od króla Teodoryka nikt nie chciał uwierzyć, że można bezinteresownie stać na straży wspólnego dobra. Pozbawiony wszystkich godności i majątku, do tego jeszcze torturowany, nasz dzisiejszy patron zmarł w roku 524. Zanim jednak wykonano na nim wyrok śmierci zdążył jeszcze w swojej celi stworzyć dzieło, które przeszło do historii. Tak po prawdzie to był zapis jego rozmowy. Rozmowy, która dała mu wytchnienie, gdy beznadzieja pukała do jego serca, a głupota torturami próbowała go przekonać do swoich racji. Dzięki tej konwersacji wytrwał on przy prawdzie na przekór kuszącym kompromisom i zgodził się na przemoc, jakiej stał się obiektem. To w końcu ten dialog napełnił go nadzieją, która okazała się trwalsza od zadanej mu śmierci. Wyjątkowość tej książki nie polegała jednak jedynie na tym, że stanowiła terapię, pociechę i umocnienie dla dzisiejszego świętego wobec panującej dookoła bezrozumności oraz hołdowaniu najniższym instynktom. O nie. Czymś niezwykłym było w tym dziele i to, że owym rozmówcą była... Pani Filozofia. Miłośniczka, jak i on, Bożej Mądrości. Dzięki niej mógł odkryć i wyrazić w końcu to, co stało się przyczyną jego uwięzienia - że sprawowanie władzy dla człowieka uczciwego to spory wysiłek i wątpliwy zaszczyt. Wiecie państwo z jakiego dzieła pochodzi ten cytat i kto je napisał? Mowa oczywiście o „Pociesze, jaka płynie z filozofii” - łaciński tytuł „De consolatione philosophiae” - którego autor Anicjusz Manliusz Torkwatus Seweryn Boecjusz jest dzisiaj wspominany jako święty.