Nigdy nie zapomnę Eucharystii sprawowanej przez naszego duszpasterza akademickiego ks. Oskara Thomasa w krypcie katedry Chrystusa Króla w Katowicach. W piątek na finiszu całotygodniowych zajęć na uczelni spotykaliśmy się w duszpasterstwie, w salkach koło katedry, żeby znów odbywać tam zajęcia o literaturze.
Omawialiśmy Platona, Eurypidesa i nieustannie - Biblię. Ks. Oskar nauczył nas rozumieć cytat z Pieśni nad pieśniami, kiedy mówił do każdego: „Jesteś moim krajobrazem” i żył tak, że było widać jacy jesteśmy dla niego ważni. Nie tylko zresztą my. On – ksiądz od studentów, kiedy trzeba było, razem z dr Sobańskim założył Biskupi Komitet Pomocy Uwięzionym i Internowanym i działał w nim, narażając się, bardzo intensywnie, aż do swojej nagłej, zdecydowanie przedwczesnej, niespodziewanej i mocno tajemniczej śmierci 29 lutego 1984 r. Ale wracam do Jego Mszy, w których uczestniczyliśmy przed spotkaniami. Całował ołtarz, pochylał się nad nim jak nad ukochaną, podnosił ciało i krew Jezusa jakby od tego jednego gestu miało zależeć Jego życie. Wiedzieliśmy, że swoje własne stawiał niżej od życia Chrystusem. To były Msze św. natchnione, niezapomniane, trwające do dziś.
Przypomniałam je sobie niedawno kiedy kanonizowano arcybiskupa o imieniu takim, jakie nosił nasz duszpasterz - Oskara Romero z San Salvadoru. Szwadrony śmierci zamordowały go podczas Eucharystii, kiedy przygotował dary ofiarne. Wiedział, że grozi mu śmierć, ale nie uciekł z kraju. Został, żeby towarzyszyć wiernym – prześladowanym przez reżym.
Jego ostatni dzień od rana był przeczuciem zbliżającej się śmierci. 24 marca 1980 r. przeżył w gronie kolegów kapłanów. Rozważali List Jana Pawła II na Wielki Czwartek. Po powrocie z krótkiej przechadzki wyspowiadał się. Powiedział spowiednikowi, że wkrótce stanie przed Bogiem i chce to zrobić z czystym sercem. Potem poszedł odprawić Mszę św. w kaplicy szpitala dla terminalnie chorych, gdzie mieszkał. Podczas jej sprawowania został zabity.
Zastanawiam się jak wyglądała tamta Eucharystia abp. Romero, czy czuł podczas niej lęk, czy trzęsły mu się nogi i drżały ręce, kiedy zobaczył morderców wchodzących do świątyni? Zastanawiam się i widzę naszego księdza Oskara, który nie lęka się pomagać „wrogom ustroju”, idzie do miejsc ich internowania, odwiedza rodziny więzionych, naraża się całym sobą. Mając świadomość, że za każdy taki gest grozi mu kara.
Proces kanonizacyjny arcybiskupa Romero trwał długo z powodu mylnego przekonania, że wspierał lewicę i występował przeciwko skrajnej prawicy. Próbowano z niego zrobić rewolucjonistę, a on był przede wszystkim kapłanem. - To nie rewolucjonista został świętym, lecz męczennik, który zginął za wiarę in odium fidei – wyjaśnił mi ks. dr Andrzej Dobrzyński, dyrektor Ośrodka Dokumentacji i Studium Pontyfikatu Jana Pawła II w Rzymie, z którym rozmawiałam o nowym świętym. Zna się na temacie, bo jest autorem kilku poważnych artykułów naukowych o arcybiskupie San Salvadoru i planuje napisanie książki o nim. - Wiara była siłą, dającą mu odwagę upominania się o prawa tych, którym odebrano głos - ubogich i zepchniętych na margines. Jan Paweł II nazwał go męczennikiem miłości i dwa razy modlił się przy jego grobie. Myślę, że arcybiskup przypominał mu św. Stanisława Biskupa Męczennika. W 2000 r. podczas celebracji poświęconej męczennikom XX w., wymienił abp. Romero w swojej medytacji, mimo sprzeciwów otoczenia watykańskiego.
Kapłanem, który przypomina męczeństwem św. Stanisława Biskupa, tak o nim zresztą mówił kard. Stefan Wyszyński, jest pijar ks. Józef Górszczyk. 10 stycznia 1964 r. poniósł męczeńską śmierć w czasie Mszy św. w kościele p w. św. Apostołów Piotra i Pawła w Maciejowej koło Jeleniej Góry. Pisałam o nim kilka dobrych lat temu, pojechałam do Maciejowej i nie umiałam sobie wyobrazić tej chwili, kiedy do kościoła wchodzi mieszkaniec wsi - Piotr Soroka i zbliża się do ołtarza z wyjętą z teczki siekierą. Ksiądz go nie widzi, bo odprawia Mszę św. tyłem do wiernych, ale przecież musi coś czuć, a poza tym słyszy ostrzegawcze krzyki wiernych i ministranta, ale spokojnie dokonuje ofiarowania wina. Kiedy już jest pewny, że ktoś jest o krok od niego, odwraca się, widzi nadchodzącego, ale zamiast uciekać wspiera się na ołtarzu i przyjmuje kilka uderzeń siekierą.
„Choć słowa "śmierć" i "życie" drwią z siebie nawzajem, możesz żyć tylko tym, za co gotów jesteś umierać” – przypomniał ostatnio fragment „Twierdzy” Saint Exupery ego ksiądz Adam Pawlaszczyk. Dziękuję mu za to, bo te słowa są genialną pointą nie tylko dla tych rozważań.