I znów nie mogę się oprzeć takiej wewnętrznej potrzebie, żeby nie odwołać się do kawałka markowej Ewangelii z minionej niedzieli.
Już tylko ten początkowy dialog anonimowego rozmówcy z Panem Jezusem jest bardzo pouczający. Anonimowego rozmówcy, co podkreślę, a to znaczy, że każdy z nas może w nim odnaleźć też kawałek siebie. Co więc się dzieje?
Ów pewien człowiek zapytał tak: Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne? Już i też sama ta pierwsza reakcja Jezusa jest zastanawiająca. Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg.
Pan Jezus usłyszał komplement, pochwałę, docenienie swojej postawy, dobrą o sobie opinię, a jednak w tym, czemu nazywasz Mnie dobrym? słychać wyraźnie Jego dość stanowcze zdystansowanie się od takiej oceny. Czemu?
Pewno Pan Jezus wyczuł, zauważył może po wyrazie twarzy nieszczerość tego zdania i też równie wyraźnie słyszalną jego intencjonalność. Ono brzmi trochę jak przygotowanie gruntu, obłaskawienie rozmówcy przed takim pytaniem, żeby w odpowiedzi na nie samemu zostać pochwalnym i postawionym za wzór. Ten anonimowy rozmówca doskonale wiedział, co należy robić i jak żyć, co zresztą sam potwierdza: wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości.
Tak mi się zdaje, że bardzo często zachowujemy się podobnie. Najpierw w takiej koniunkturalnej nieszczerości pochwał, przyznawaniu racji, komplementowaniu, wynoszeniu na piedestał byle tylko samemu zaistnieć, być zauważonym i zapamiętanym przez przymilność i pochlebczość. Wystarczy się rozejrzeć i posłuchać, także samych siebie, jak schlebiająco rozmawiamy z tymi, od których czegoś oczekujemy, na coś od nich liczymy. I co ciekawe tej umiejętności wcale nie musimy się uczyć. Mamy ją niemal wrodzoną i się nią całkiem dobrze posługujmy od dzieciństwa po sędziwość. I w każdych relacjach, od rodzinno szkolno zawodowych po urzędniczo polityczno biznesowe.
Ten dialog pokazuje też, jak bardzo my sami jesteśmy łasi na pochwały, docenienie, potwierdzenie, że dobrze żyjemy i postępujemy. I jakaż silna jest w nas ta potrzeba, skoro gotowi jesteśmy posunąć się nawet do nieszczerości, do słodko brzmiącej prowokacji, lukrowanego wymuszenia, żeby tylko usłyszeć pochwałę swojego życia.
Ta logika przymilności działa oczywiście w dwie strony. My jej używamy i to z całkiem dobrym rezultatem, ale też jesteśmy jej adresatami, bardzo często precyzyjnie i metodologicznie nawet algorytmicznie wybranymi. Tą logiką starannie nasycone są oczywiście wszystkie kampanie reklamowe, wszystkiego zresztą dotyczące. I tą samą logiką przymilności posługują wszystkie działania przedwyborcze.
I tu podziwiam, chylę czoło przed Jezusową zdroworozsądkowością, więcej dystansem do samego siebie. Czemu o mnie mówisz dobry? To, kto inny jest naprawdę dobry. I tak się zastanawiam, czy usłyszawszy podobną pochwałę własnej dobroci stać by nas było na takie zdystansowanie się do siebie, czy raczej, i to chętnie, uznalibyśmy się już za wystarczająco dobrych.
A tu jest się nad czym zastanawiać, bo kusi, a czasem nawet świerzbi to uznanie siebie za wystarczająco dobrego i to też słychać w tym: wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości. A więc nagroda, sukces, pochwała, bo nic mi już brakuje. Na to pewno liczył tamten rozmówca. A tu rozczarowanie. Jednego ci brakuje.
I to jednego ci brakuje zdaje mi się być wręcz kluczowe. Dać sobie powiedzieć, że czegoś mi brakuje. To chyba jeden z naszych większych kłopotów. W dobie takiej napompowanej autoidelaności nie zbuntować się słysząc od kogoś: czegoś ci brakuje, to coraz rzadsza umiejętność.
Nie ma chyba większej nieprawdy o sobie, większego autookłamywania, jak przez tę niezgodę, czy nawet sprzeciw przed usłyszeniem, że czegoś mi brakuje. Nie wiem zresztą, czy taka rozwojowa stagnacja, taki osobowy marazm przykrywany nie rzadko butą i arogancją nie ma początku w tej właśnie niezgodzie na sugestię, podpowiedź o własnych brakach.
Dystansu do siebie zwłaszcza będąc chwalonym i dawania sobie powiedzieć: że coś ci jeszcze brakuje, to tego właśnie nam dziś naprawdę bardzo potrzeba. A jak widać o to trudno, bardzo trudno, a im się jest i chce się być wyżej i zaszczytniej tym trudniej.