Fantastyczne, spiskowe narracje, to choroba, która coraz częściej atakuje poglądy niektórych współczesnych uczniów Chrystusa. Z jednej strony mamy chrześcijan tylko nominalnych – takich, którzy swe życie wiary zredukowali wyłącznie do wymiaru formalnej przynależności do wspólnoty Kościoła, Z drugiej – tych, którzy autentycznie pragną żyć w pogłębionej relacji z Bogiem
Jednak sposób, w jaki niektórzy z nich opracowują sobie wybrane historyczno-teologiczne treści, pozostawia wiele do życzenia, a nawet budzi uzasadniony niepokój. Jak zatem zachować umiar i rozsądek w świecie ducha, w którym tak wiele spraw jest nieoczywistych, a drogi na skróty zazwyczaj prowadzą donikąd?
Oto fragment jednej z wielu facebookowych dyskusji, które dane mi było ostatnio podglądać. Zazwyczaj nie wytrzymuję długo, ponieważ poziom absurdu skutecznie mnie płoszy. Tę przywołuję – zachowując przy tym oryginalną pisownię – ponieważ dobrze obrazuje to, o czym w paru słowach chcę dziś powiedzieć. Pani Karolina pisze więc: „Papież daje wiele do życzenia każąc Polakom przyjmować muzułmańskich najeźdźców, gdy sam ich u siebie na stałe nie będzie trzymał, mówiąc, że muzułmański bóg księżyca to ten sam bóg co Bóg Ojciec, widziałam jak całował po rękach (oni go nie) najbogatszych żydów świata – to dla kogo on pracuje??? jezuici od powstanie, od założyciela mają powiązania z masonami i wieloma podobnymi organizacjami”. Pani Karolinie dzielnie sekunduje pani Eulalia, która dodaje: „O Franciszku to wszystko prawda (dochodzą jeszcze dziwne krzyże czy monstrancje w kształcie rogów Bestii, on to wszystko nosi) ale jak to zakon jezuitów od początku ma powiązania z masonami? Św. Ignacy Loyola nim był? Byłoby szkoda, bo bardzo go lubię...”. To oczywiście tylko wycinek szerokiej i wieloaspektowej dyskusji prowadzonej z zapałem godnym lepszej sprawy. Obie Panie nie zauważyły zapewne, że św. Ignacy zmarł w Hiszpanii w połowie szesnastego wieku, a pierwsze loże masońskie powstały w Szkocji i w Anglii pod koniec siedemnastego wieku. Nie szkodzi. Facebook wiele zniesie. Jezuici to masoni od zawsze i kropka. A ten Bergolio tylko to potwierdza – ot, wilk w owczej skórze. Antychryst.
Szanowni Państwo, proszę wybaczyć mi sarkazm, ale tego typu poglądy wcale nie są odosobnione. W ostatnim czasie można zaobserwować ich wysyp. Specjalistami od teologii, moralności, duchowości, historii Kościoła i papiestwa stają się dziś nieomal wszyscy. Jednak w moim przekonaniu najbardziej groteskowe i niepokojące narracje tworzą osoby, czy też środowiska mniej lub bardziej otwarcie kontestujące nauczanie Soboru Watykańskiego II, krytykujące obecnego papieża, nową ewangelizację, ekumenizm. To z ich ust wychodzą najczęściej fantastyczne opowieści o szalejącym w Kościele postmodernizmie, o jego protestantyzacji, o demonicznym zwiedzeniu biskupów (na czele z papieżem), części duchownych oraz świeckich (zwłaszcza tych, którzy związani są z ruchami odnowy Kościoła). Oczywiście, powie ktoś, tego typu poglądy zawsze były w Kościele obecne – na każdym etapie historii zdarzał się pewien margines osób, które miały tendencje do spiskowego interpretowanie rzeczywistości – także tej duchowej. Sęk w tym, że obecnie ów margines niepokojąco się rozrasta i coraz wyraźniej dochodzi do głosu. Trudno przy tym podejrzewać wszystkie te osoby o zaburzenia paranoidalne. Wydaje się raczej, że tym, co nakręca tego rodzaju narracje, połączone z odwrotem w kierunku źle rozumianej tradycji, jest jakiś podskórnie czający się lęk, niepewność, i rozpaczliwe poszukiwanie łatwych rozwiązań oraz prostych odpowiedzi. Świat wyłaniający się z tego rodzaju opowieści, jest nieskomplikowany, czarno-biały, wrogowie są w nim jasno zdefiniowani, a jego zwolennicy – zwolnieni z konieczności samodzielnego rozeznawania tego, gdzie leży prawda, a gdzie fałsz. W konsekwencji internetowe fora, media społecznościowe i rozmaite portale aż huczą od quasi religijnych spiskowych teorii. Jak z nimi polemizować? Nie warto. Lepiej natomiast przypomnieć sobie podstawowe kryteria rozeznawania, którymi od wieków kierował się Kościół. A te są jasne: żadna forma kontestacji oficjalnego nauczania Kościoła nie jest dziełem Ducha Bożego i właśnie to nauczanie – a nie prywatne wariacje na jego temat – obowiązuje katolików. Co więcej, żaden katolicki święty nigdy nie negował osoby papieża, nawet jeśli nie zawsze zgadzał się z jego postępowaniem. Warto o tym pamiętać, szukając mądrości i równowagi w trudnych czasach duchowego zamętu.