Jeśli wszedłeś między wrony, musisz krakać jak i one. Kto nie zna tego przysłowia?
Św. Tomasza z Villanova brewiarz.pl Jeśli wszedłeś między wrony, musisz krakać jak i one. Kto nie zna tego przysłowia? Każdy. I pewnie nie raz, także w odniesieniu do nas samych, słyszeliśmy to ludowe uzasadnienie solidarności grupowej. Trzymania równej linii bez względu na indywidualne zapędy wychodzenia przed szereg. A bywa i tak, że owa przymusowa lekcja krakania, stanowi także usprawiedliwienie każdej głupoty lub nieprawości popełnianej gromadnie przez wrony. Jak jednak słusznie państwo mogą przypuszczać, wszystkie owe ornitologiczne wywody powinny nas ostatecznie doprowadzić do poznania dzisiejszego patrona. Patrona, który owym stadnym zachowaniom powiedział dość. Próżno jednak szukalibyśmy w jego ikonografii jakiejkolwiek wrony – szybciej znajdziemy tam łóżko. I wierzcie lub nie, ale właśnie ono najlepiej ilustruje sprzeciw wobec grupowej solidarności, który stał się udziałem wspominanego dzisiaj św. Tomasza z Villanova, Hiszpana z XVI wieku. Człowieka niezwykle wykształconego, który przez 14 lat, od 16 roku życia, najpierw studiował, a następnie wykładał jako profesor filozofię na uniwersytecie w Alcala. Czy to tam spotkał się z owym stadnym krakaniem? Nie. A przynajmniej nic nam o tym nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że w wieku 30 lat bohater tej historii porzucił karierę akademicką i wstąpił do zakonu augustianów w Salamance. Tam po 3 latach i przyjęciu święceń, ze względu na swoją wiedzę i doświadczenie, został wybrany najpierw przeorem, a w końcu nawet prowincjałem Zakonu w Andaluzji i Kastylii. Ale i tam nie dosięgła go presja otoczenia wyrażona wspólnotowym życiem. Kiedy więc musiał się z nią zmierzyć? Gdy w uznaniu swoich zasług w wieku 58 lat papież dosłownie nakazał św. Tomaszowi z Villanova przyjęcie godności biskupa archidiecezji walenckiej, która od 100 lat stanowiła jedynie źródło utrzymania dla kolejnych ordynariuszy, bo od wieku nie zaglądali tam inaczej jak przez administratorów. Gdy więc do katedry w Walencji przyszedł nagle pieszo i w podartym habicie nowy biskup, wśród duchownych kapituły musiała zapanować konsternacja. Tym większa, gdy dużą sumę pieniędzy przekazaną mu na wyposażenie pałacu biskupiego dzisiejszy patron wydał na pobliski szpital dla ubogich. A to był dopiero początek. Potem była wizytacja wszystkich parafii, systematyczna pomoc potrzebującym, zwołanie synodu i uchwalenie takich praw, które niebawem dla całego Kościoła ustanowi Sobór Trydencki. Na przykład obowiązkową formację kapłanów w ramach seminarium, co dzisiejszy święty w swojej diecezji wprowadził już w roku 1550 jako jeden z pierwszych. Kiedy zmarł w wyniku epidemii pięć lat później został tłumnie pożegnany przez cały lud Walencji. Nota bene to owej czci - niezmiennej pomimo upływu lat - św. Tomasz z Villanova zawdzięcza również swoje wyniesienie do chwały ołtarzy. Na koniec pozostaje tylko rozwiązać zagadkę : gdzie w tym wszystkim znajdziemy owo łóżko, od którego zaczęliśmy, a które towarzyszy przedstawieniom naszego patrona? To proste zostało przyniesione go pałacu, gdy biskup zachorował. Okazało się bowiem, że ten pełen miłosierdzia zakonnik wszystkie meble z własnego domu porozdawał potrzebującym.