Kraków ma "Zupę na Plantach", Bielsko-Biała – "Zupę za Ratuszem". Niektórzy faktycznie czekają tu co tydzień w niedzielne wieczory na ciepły posiłek, inni – na coś więcej. Coś, co naprawdę może dać każdy.
Skąd mają produkty? Wiele kupują sami – ot tak. Umawiają się kto, ile czego kupi. Jedna zupa to wydatek około 200 zł. Zależy im, żeby była konkretna, sycąca. Tu każdy, kto chce pomóc, może to zrobić w dowolny sposób. – Część osób przynosi produkty, inni dają pieniądze na zakupy, jeszcze inni chcą pomóc przez swoją pracę. Jest jedna rodzina, która co tydzień przynosi nam składniki na kanapki, ciasta, muffinki – tłumaczy Piotr. – Przydałby się nam piekarz, który byłby w stanie przekazać nam trochę chleba. Pieczywo wydajemy do zupy, a dodatkowo przygotowujemy 60–70 kanapek.
– O co w tym wszystkim chodzi? O zupę najmniej – mówi Piotr. – Zupa to tylko pretekst. Bo zupy nie było, a nasi nowi ratuszowi znajomi nie umierali z głodu, radzili sobie. Najbardziej czekają na kontakt, na rozmowę. Bo jest tak jak w domu – najlepiej rozmawia się w kuchni, przy stole. Oni chcą, żeby ktoś ich wysłuchał. Mają w sobie wiele żalu, negatywnych uczuć. Wielu zostało skrzywdzonych w różnoraki sposób. Daleki byłbym od wysuwania wniosków, że każdy sobie na bezdomność zapracował… Dobrze jest przyjść, pobyć z nimi i posłuchać… Chcemy z nimi być, rozmawiać, wlać w ich serca trochę nadziei.
Przy krojeniu warzyw ekipie, która widzi się pierwszy raz, dopisują znakomite humory: – Każdy z nas ma wyrok pięćdziesięciu godzin prac społecznych. A poza tym pomaganie jest trendy, a my chcemy być modni. Dlatego tu jesteśmy – mówią z kamienną twarzą i wybuchają śmiechem.
Każda kanapka to też dobra wiadomość dla tego, kto ją otrzyma
Urszula Rogólska /Foto Gość
Agata z Bulowic dowiedziała się o "Zupie" od kolegi siostry. – Mam czas w niedziele, chciałam tu być. Spotykam tu bardzo otwartych ludzi – jedni należą do jakiejś wspólnoty, inni nawet o tym nie myślą. Razem przygotowujemy zupę, rozmawiamy i z osobami, które przychodzą pod ratusz, i między sobą. Kiedyś w ogóle się nie znaliśmy, a dziś każdy chce być tu co tydzień.
Druga Agata i Piotr przyszli wczoraj po raz pierwszy. – O "Zupie" powiedzieli nam znajomi Piotra i Asi Kałdan. Jesteśmy dowodem na to, że tu nie trzeba żadnych specjalnych umiejętności. Wystarczy przyjść. Wszystkiego można się nauczyć! Gdyby nie "Zupa", to pewnie spędzilibyśmy czas przed komputerem, oglądając seriale. A kto wie – może ktoś przyniesie ekran i za tydzień będziemy kroić ziemniaki i oglądać serial? – Śmieją się wolontariusze.
Tomek jest w ekipie już od dawna. Roger i Marek przyszli pierwszy raz. – Przyciągają ludzie i sprawa, która nas tu zbiera – mówią krótko.
Od początku w zespole jest Grzegorz. – Można w życiu robić pewne rzeczy samemu, można tak też być dobrym chrześcijaninem. Ale myślę, że w życiu chodzi o coś więcej: żeby przełamywać w sobie jakieś bariery, wychodzić do innych. Patrząc tak z boku na to wszystko – chyba nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę, co zaczęliśmy. To nie jest jednorazowe wydarzenie charytatywne. To jest poważna sprawa, którą coraz lepiej organizujemy. Bo to jak mała firma – musi działać. Ktoś czeka na efekty jej działania. Nie można ludzi, którzy czekają na zupę zawieść... Wiedzą, że mogą na nas liczyć. W jedną niedzielę przyszła straszna nawałnica. A oni czekali. Razem staliśmy przy garach w deszczu.
Powoli przygotowują się do pierwszej zimy. KTK obiecało im zakup termosów. Szukają także większej kuchni, gdzie mogliby w niedzielne popołudnia przygotowywać zupę.
Są grupą nieformalną – jak i grupy dziesięciu ekip "Zupy" w całej Polsce. – Słyszeliśmy, że w jednym z miast, kiedy zakazano wydawania zupy w ten sposób, indywidualne osoby gotowały ją u siebie w domach i przynosiły na wspólne spotkanie. Bo to w tym wszystkim jest istotne – otworzyć swoje serce na drugiego... – tłumaczy Piotr.
Ekipa zaprasza absolutnie wszystkich do wsparcia swoją obecnością, pracą, darem materialnym – w każdą niedzielę od 15.00 w Arce. O 18.00 zaś są w parku za bielskim urzędem miasta. Szczegóły także na Facebooku: Zupa za Ratuszem.