Kiedy przyglądamy się temu, w jaki sposób z maleńkiej Ziemi Świętej Dobra Nowina dotarła na każdy kraniec świata, możemy zaobserwować pewne ciekawe zjawisko.
Bł. Ferdynand Ayala, Piotr de Zuñiga, Bartłomiej Gutiérrez, Wincenty Carvalho i Franciszek Ortega brewiarz.pl Kiedy przyglądamy się temu, w jaki sposób z maleńkiej Ziemi Świętej Dobra Nowina dotarła na każdy kraniec świata, możemy zaobserwować pewne ciekawe zjawisko. Oto tak długo, jak chrześcijaństwo jest czyjąś prywatną sprawą, ciekawą lub ekscentryczną ideą, nikomu nie przeszkadza. Ludzie mają w końcu najróżniejsze gusta i słabości. Jednak, gdy taki uczeń Chrystusa zaczyna naprawdę naśladować swojego Mistrza, gdy opuszcza strefę komfortu i wychodzi do świata, wtedy ów świat musi się zmienić. W świetle prawdziwej i konkretnej miłości Boga wszystko przecież wygląda inaczej. Kłopot w tym, że my w większości nie lubimy zmian. Boimy się, że coś na nich stracimy, że zburzą one nasz pieczołowicie budowany latami święty spokój, odwieczny porządek czy dobre mniemanie o sobie samym. Efekt : reagujemy agresją. Czasem indywidualną, a czasem zorganizowaną systemowo. Ten schemat powtarza się od wieków i nic nie wskazuje na to by miał się kiedykolwiek zmienić. Jego ofiarą padli także dzisiejsi męczennicy. Gdy w 1542 roku do Japonii dotarli pierwsi Europejczycy, razem z nimi dotarła też Dobra Nowina. Gdy jednak 60 lat później w cesarstwie było już pół miliona chrześcijan sprawa przestała mieć wymiar religijny i stała się polityczna. I tak wraz z początkiem wieku XVII w Japonii stało się to, co działo się wszędzie indziej – doszło do wprowadzenia zakazu przyjmowania wiary chrześcijańskiej, zaczęto niszczyć kościoły, z kraju usuwano misjonarzy. Pośród nich liczną grupę stanowili augustianie. Ci z nich, którzy zdecydowali się nie porzucać swoich wiernych i pozostać w kraju, musieli się ukrywać. I to ich dzisiaj wspominamy. Pierwszy z nich, niezwykle utalentowany hiszpański szlachcic, który zamiast sprawowania świeckiej władzy wybrał życie zakonne, do Japonii trafił w 1605 roku. Szybko nauczył się języka i rozpoczął nie tyle energiczne pozyskiwanie nowych wiernych, co systemowe formowanie katechetów. Za swoją postawę został ścięty mieczem w 1617 roku. Kolejny, syn wicekróla Meksyku, Japonię jako swój cel misyjny wybrał właśnie na wieść o tej egzekucji. Zginął na statku, który u wybrzeży jednej z wysp stał się więzieniem. Następny z misjonarzy szczęśliwie przedarł się na ląd i przez 10 lat niósł sakramentalną pomoc tym, którzy nie wyrzekli się Chrystusa dopóki sam nie został pojmany. Czwarty służył chrześcijanom przez siedem lat ukrywając się w przebraniu kupca i klowna, aż wydał go pewien apostata. Podobny los spotkał też ostatniego z pięciu wyniesionych do chwały ołtarzy w 1867 roku augustianów-męczenników. Czy potraficie państwo wymienić ich imiona? To błogosławieni Ferdynand Ayala, Piotr de Zuñiga, Bartłomiej Gutiérrez, Wincenty Carvalho i Franciszek Ortega. Razem z nimi papież Pius IX ogłosił też błogosławionymi siedmiu ich japońskich pomocników.