Śmieszy mnie, gdy rozmaitej maści krytycy, dyskutanci, eksperci i znawcy problemów wszelakich, formułując swe często mniej lub bardziej karkołomne tezy światopoglądowe, obwarowują je wiele mówiącą klauzulą o dialogu, otwartości, tolerancji, obiektywizmie i neutralności. Zazwyczaj im bardziej agresywne tezy, tym bardziej rozbudowana klauzula. I niech no tylko ktoś spróbuje zarzucić im intelektualne lub moralne nadużycie.
Niestety, tego rodzaju nadużyć obserwujemy ostatnio wiele. Wnikają coraz głębiej w obszar publicznej debaty, roszcząc sobie prawo do demaskowania, obnażania, czy wręcz diagnozowania problemów społecznych. Przykład? Ot chociażby szeroko ostatnio dyskutowany, ewidentnie antyklerykalny film „Kler”. W narracji jego twórców – między innymi reżysera, czy też aktorów – to oczywiście zaproszenie do dialogu, postawienie ważnego problemu społecznego, czy próba pokazania pewnego wycinka społecznej patologii – w tym wypadku akurat tego, który dotyczy życia księży. Sęk w tym, że zarówno „Kler” jak i inne tego typu projekty (np. pseudoartystyczne prowokacje, happeningi, spektakle czy uderzające w chrześcijańskie wartości inscenizacje) do niczego nie zapraszają i niczego nie diagnozują. One interpretują. I to zazwyczaj w duchu zgoła przeciwnym do tego, czego się domagają – otwartości, tolerancji, szacunku. Oczywiście, nie znaczy to, że za tego typu projektami nie stoją faktyczne problemy. Niestety, stoją i domagają się rzetelnej diagnozy oraz surowych rozliczeń. Sęk w tym, że takiej diagnozy nie dostarczą światopoglądowo zaangażowane tezy twórców „Kleru” i im podobnych. Nie dostarczą, ponieważ nie to jest ich celem. Ich celem jest uderzyć.
Jak to działa? Otóż, gdy ktoś powie na przykład: „Wszyscy księża notorycznie kłamią”, popełnia błąd, który łatwo wykazać – jego teza okazuje się fałszywa bądź logicznie wadliwa. Dlaczego? Ponieważ, po pierwsze, nie trudno będzie znaleźć księdza, który nie kłamie, a po drugie – nawet gdyby taki się nie znalazł – autor tezy nie ma wystarczających podstaw, aby ją sformułować; nie poznał przecież wszystkich księży i nie przebadał ich obyczajów w kwestii kłamstwa. Niestety, nie każda teza musi zostać sformułowana wprost, za pomocą bezpośredniej asercji. Istnieją takie, które jako ustna wypowiedź brzmią niedorzecznie, ale ukrywane pod szatą obrazu, nabierają prawomocności. Obraz je uwiarygadnia i utwierdza w świadomości. Dlaczego? Ponieważ odwołuje się nie do racjonalności, ale do emocji. Im bardziej sugestywny, sprawnie zrealizowany obraz, tym łatwiej ukryć w nim najbardziej nawet niedorzeczną tezę. Jeśli więc zrealizuje się obraz – na przykład filmowy – w którym wszyscy księża notorycznie kłamią, naruszają prawo, moralność, obyczaje, powstaje wrażenie, że tak właśnie jest w rzeczywistości. I nie trzeba tu już niczego więcej dopowiadać. Emocje przyjmą to, co zachowujący nawet minimum krytycyzmu intelekt odrzuci. Tak jesteśmy skonstruowani i ci, którzy to wykorzystują, wiedzą o tym doskonale. Sfera światopoglądowa jest szczególnie wrażliwa na tego rodzaju manipulacje i dlatego – najczęściej nadużywana.
Sprawa nie dotyczy, oczywiście, tylko księży, choć temat rozmaitych patologii wśród duchowieństwa jest ostatnio modny. Jeszcze raz podkreślam, każdą patologię trzeba demaskować. Powiedzmy sobie jednak szczerze – nie służą do tego obrazy i rozmaite okołoartystyczne środki wyrazu, które wykorzystuje się, aby prowadzić indywidualną wojnę ideologiczną. Faktyczne problemy, jeśli mają być konstruktywnie, dobrze rozwiązane, powinny zostać w sposób wyważony zdiagnozowane, a nie używane do tego, aby karmić indywidualną niechęć przeciw danemu środowisku czy grupie społecznej. Mądry to zrozumie, głupiec będzie szedł w zaparte, wierząc w mit o własnej neutralności. Przypomina to trochę światopogląd krowy. Kręci mordą niby neutralnie, ale na pastwisku i tak ceni sobie tylko własną perspektywę.