Co łączy święcenia biskupie z liturgią sakramentu małżeństwa, dlaczego przysięgi małżeńskiej nie można mówić z pamięci i czemu obrączkę zakłada się na czwarty palec? Tego m.in. dowiedzieli się uczestnicy spotkania "Czas dla nas" w bielskiej parafii św. Józefa.
To było trzecie z kolei spotkanie pod hasłem "Czas to miłość", w cyklu "Czas dla nas", przygotowane w bielskiej parafii św. Józefa na Złotych Łanach przez ks. Marcina Hałasa oraz Agnieszkę i Wiesława Mosiów dla narzeczonych, małżeństw i wszystkich zainteresowanych problematyką małżeńską. Tym razem gościem uczestników był biskup Piotr Greger, który przedstawił konferencję: "Sakrament małżeństwa w liturgii Kościoła".
Biskup najpierw wyjaśnił czym jest liturgia w świetle dokumentów Kościoła, a następnie omówił znaki liturgii sakramentu małżeństwa. W pierwszej części przywołał aktualną definicję liturgii, którą zamieszcza "Katechizm Kościoła Katolickiego" pod numerem 1070: Słusznie zatem uważa się liturgię za wypełnianie kapłańskiej funkcji Jezusa Chrystusa; w niej przez znaki dostrzegalne wyraża się i w sposób właściwy dla poszczególnych znaków dokonuje uświęcenie człowieka, a Mistyczne Ciało Jezusa Chrystusa, to jest Głowa ze swymi członkami, sprawuje pełny kult publiczny.
Bp Piotr Greger mówił małżonkom i narzeczonym o sakramencie małżeństwa w aspekcie liturgii
Urszula Rogólska /Foto Gość
Jak tłumaczył biskup, znak w liturgii niczego nie odkrywa na zewnątrz – on treść zakrywa: – Istota liturgii polega na tym, żeby człowiek zdobył się wysiłkiem umysłu i serca wejść za zasłonę znaku, bo za nią kryje się cała głębia treści zbawczych. Trzeba ten dystans pokonać – przebrnąć umysłem i sercem za tę zasłonę – żeby z widza stać się uczestnikiem.
Następnie, na bazie treści księgi liturgii sakramentu małżeństwa, biskup omówił poszczególne jego znaki. Pierwszym wyróżnionym jest wyjście kapłana w mszalnych szatach przed drzwi kościoła, chrześcijańskie pozdrowienie narzeczonych i wprowadzenie ich w procesji do kościoła. Jak tłumaczył biskup, liturgia mówi o trzech sytuacjach, kiedy "Kościół wychodzi" – po nieochrzczonego, po narzeczonych i po zmarłego.
Gdy kapłan wychodzi po narzeczonych, oni wchodzą do kościoła za nim i nie towarzyszy im już żadna inna osoba – dziadek czy ojciec. Moment wyjścia księdza po narzeczonych można opuścić – co do tego, z reguły kapłani pozostawiają wybór samym narzeczonym. Wówczas – do momentu rozpoczęcia liturgii – narzeczeni mogą wejść do kościoła według własnych założeń.
– Samo wyjście kapłana po narzeczonych, to jest znak – mówił biskup, wyjaśniając, że wyraża on dynamikę Kościoła, który naśladuje Jezusa, będącego w drodze, wychodzącego z miłością.
Wszystkie sakramenty są sprawowane generalnie po homilii. W przypadku sakramentu małżeństwa, to wtedy kapłan pyta narzeczonych: kobietę i mężczyznę, o postanowienia, elementy tworzące małżeństwo, zobowiązania wynikające z tego, że przyjęli sakrament. Oboje odpowiadają w liczbie mnogiej: "chcemy". Następuje odśpiewanie "Hymnu do Ducha Świętego" i jak zaznaczył biskup, w liturgii sakramentalnej Kościoła ma to miejsce jedynie w dwóch sytuacjach: w chwili poprzedzającej sakrament małżeństwa i w czasie liturgii święceń biskupich.
Uczestnicy wrześniowego spotkania "Czas dla nas" z bp. Piotrem Gregerem
Urszula Rogólska /Foto Gość
– To wyjątkowa sytuacja, wskazująca na wagę faktu, który ma się dokonać – mówił prelegent. – Mamy tu do czynienia z rzeczywistością, która nie jest ludzka, ale boska. W człowieku następuje nieodwracalna zmiana: w przypadku sakramentu małżeństwa: weszli w stanie wolnym, a wychodzą jako mąż i żona – aż do śmierci.
Po hymnie następuje najważniejszy moment, który decyduje o tym, co się stało: kobieta i mężczyzna stają twarzą do siebie, podają sobie prawe dłonie i wobec Boga powtarzają słowa przysięgi małżeńskiej.
Biskup wyjaśniał, iż gest podania rąk ma swoją długą historię: pokazuje jedność. Zaznaczył następnie, że przysięgi małżeńskiej nie można mówić z pamięci, ani czytać z kartki – należy jej słowa powtarzać. Dlaczego? To nie kwestia możliwości pomyłki. – Przysięga, to nie jest mój prywatny tekst. Ja powtarzam to, co Kościół mi dyktuje, a dyktuje to, co rozumie jako sakramentalne małżeństwo. Bo to jest sakrament Kościoła, a nie mój. Kościół ma obowiązek mi dyktować, co rozumie przez dany sakrament, a ja mam obowiązek w duchu posłuszeństwa to przyjąć – tłumaczył biskup.
Randka po konferencji bp. Piotra Gregera
Urszula Rogólska /Foto Gość
Słowa, które mówią w obecności kapłana kobieta i mężczyzna, wypowiadają wobec siebie, sami są szafarzami sakramentu, ksiądz jedynie fakt ten potwierdza i błogosławi.
Znakiem tego, co się dokonało, są obrączki, które ksiądz najpierw błogosławi. Następnie najpierw obrączkę nakłada mąż żonie.
Biskup Greger wyjaśnił, skąd wzięła się tradycja nakładania obrączek i dlaczego nakłada się je na czwarty palec (w tradycji amerykańskiej – lewej ręki, ale nie ma to większego znaczenia). W czasach rzymskich istniała już tradycja ofiarowania pierścionka zaręczynowego – wykonanego z blachy – który był znakiem potencjalnego przyszłego małżeństwa. Z czasem, dla podkreślenia wagi tego momentu, blachę zastąpiły szlachetne kruszce. Początkowo ślubną obrączkę otrzymywała jedynie kobieta. Od XI wieku zewnętrzny znak bycia w związku małżeńskim przyjmowali już także mężczyźni.