W niewielkiej hiszpańskiej miejscowości w parafialnym kościelne można zobaczyć świeżo odmalowaną zabytkową, pochodzącą z piętnastego stulecia, rzeźbę. Z daleka przyciąga wzrok jaskrawymi kolorami. Nie brak wyrazistego różu i zieleni jak z piłkarskiego boiska. Wcześniej rzeźba prezentowała się raczej w stonowanych brązach.
Okazało się, że ksiądz proboszcz powierzył odnowienie zabytku nie wysoko wyspecjalizowanym konserwatorom sztuki, ale swojej parafiance, która zasadniczo zajmuje się prowadzeniem sklepu. Jak podają media, lokalne władze rozpoczęły już śledztwo w celu wyjaśnienia, dlaczego osoba bez odpowiedniego przygotowania zajęła się cennym dziełem, należącym do historycznego dziedzictwa.
Podobno sama właścicielka sklepu i konserwatorka amatorka nie widzi żadnego problemu. „Nie jestem profesjonalistką, ale zawsze lubiłam to robić, a figury naprawdę potrzebowały pomalowania. Więc pomalowałam je tak, jak umiałam, w kolory, które wydały mi się odpowiednie, a sąsiadom się spodobało” - wyjaśniła, a jej słowa rozpowszechniła na cały świat jedna z agencji prasowych.
Oczywiście od razu przypomniano inne podobne przypadki z ostatnich lat. Wskazywano niedawno nagłośnioną „renowację” szesnastowiecznej rzeźby św. Jerzego na koniu, walczącego ze smokiem. Ona również została odmalowana w zaskakującym stylu przez... miejscowego nauczyciela. No i klasyczny już przykład - fresk „Ecce homo” z wizerunkiem Jezusa, którego „odrestaurowaniem” na własną rękę zajęła się osiemdziesięcioletnia staruszka mieszkająca niedaleko kościoła. Jak ktoś skomentował, zrobiła to „Z bożą pomocą, ale bez pozwolenia”. Media donoszą, że to właśnie jej bohomaza przyjeżdżają oglądać tysiące turystów z całego świata. Oryginalne dzieło mało kogo interesowało.
Co prawda wszystkie trzy przywołane przykłady dotyczą Hiszpanii, ale zjawisko wcale nie jest dla niej zarezerwowane. W czasie wędrówek po Polsce niejednokrotnie trafiałem do parafii, w których - w rozmaitych dziedzinach, np. w kwestiach muzycznych - preferowano amatorszczyznę. Co ważne, w wielu przypadkach wcale nie ze względów oszczędnościowych. Raczej ze względu na gust jakiejś grupy parafian. Gdy w pewnej parafii po wysłuchaniu w trakcie Mszy św. strasznie kaleczonego i pełnego fałszów „Ave Maria” zapytałem, dlaczego zaśpiewała właśnie ta pani, a nie bardzo utalentowana uczennica szkoły muzycznej, obecna w świątyni, usłyszałem z ust proboszcza krótkie: „Ludziom się podoba, jak śpiewa pani Adela”.
Uznawana za średniowieczną formułę scholastyczną sentencja mówi, że o gustach i kolorach się nie dyskutuje. Mało kto wie, że chodzi w niej o poważne kwestie filozoficzne, a nie o promowanie kiczu oraz amatorszczyzny i blokowanie rozmów na temat piękna. Także w kościelnych murach.