Przywykliśmy do tego, że we współczesnym świecie ceni się indywidualność, ba, zdarza się, że ceni się niezmiernie nawet najbardziej liche pozory indywidualności, może zresztą te ostatnie ceni się najwyżej – wszak wszelkiej maści celebryci to osoby znane tylko i wyłącznie z tego, że są znane.
Ale indywidualność i panoszący się indywidualizm to jednak nie to samo. Indywidualizm, niezwykle mocno skądinąd spokrewniony z egoizmem, to jednocześnie cecha nowoczesnego społeczeństwa i, tak, tak - cywilizacyjna choroba. Żeby nie uderzać w wysokie tony, proponuje zastanowić się chwilę nad konsekwencjami indywidualizmu na przykładzie gry zespołowej, jaką to grą – właśnie: zespołową pozostaje nadal piłka nożna. Oto nowy trener Bayernu Monachium, Nico Kovac wprowadził do klubu siedem obowiązujących zasad. Mniejsza o sześć pierwszych, mają one charakter techniczny i zainteresują tylko piłkarskich kibiców. Ciekawa jest siódma zasada Kovaca, a brzmi ona tak: kolektyw jest ważniejszy od indywidualności. Ktoś mógłby powiedzieć, że to oczywista oczywistość, w ostatecznym rozrachunku mecze wygrywa drużyna, a nie jeden, najbardziej nawet genialny zawodnik.
Rzecz jasna, niekiedy powiada się, że – na przykład – Leo Messi wygrał Barcelonie mecz. No tak wygrał – Barcelonie, bo to katalońskiemu klubowi, a nie fenomenalnemu Argentyńczykowi dopisuje się kolejne trzy punkty. Ale – wbrew, słabym zresztą, pozorom - siódma zasada Kovaca daleka jest dzisiaj od banalności. Ba, dzisiaj zdaje się dominować tendencja wręcz odmienna: indywidualności chcą być ważniejsze od kolektywu. I to właśnie efekt niezdrowego indywidualizmu. Nie przypadkiem wszak Philip Lahm, kapitan mistrzowskiej piłkarskiej reprezentacji Niemiec z roku 2014 jest przekonany o tym, że młodzi „piłkarze szkoleni w akademiach wyrastają na egoistów. Są – ciągnie dalej Lahm – zaprogramowani tylko i wyłącznie na własny sukces. Jak wzniosę się na wyższy poziom? Co będzie najlepsze dla mojej kariery? W jakim środowisku najlepiej się odnajdę?” – to według Lahma główne kwestie, które zaprzątają świadomość młodych ludzi. Jego zdaniem „odseparowanie młodych ludzi od rodzin i pełna koncentracja na kształtowaniu własnej kariery źle wpływają na ich rozwój, a także na zdolność funkcjonowania w grupie w przyszłości” („Piłka nożna” nr 36/2018, 4 września 2018). W tym co powiedział Lahm jest wiele, bardzo, bardzo wiele racji. Niemniej nie jestem pewien czy rosnący indywidualizm współczesnych piłkarzy to tylko wina wyrastających jak grzyby po deszczu piłkarskich akademii.
Zostańmy przy futbolu. W tym samym numerze tygodnika „Piłka nożna”, z którego zapożyczyłem refleksje Philipa Lahma przeczytać można o reakcji słynnego Cristiano Ronaldo na gola, którego strzelił jego partner z napadu „Juventusu” Turyn Mario Mandżukić w meczu z rzymskim Lazio. Padł on po tym, jak Cristiano… nie trafił w piłkę. Gdy zatrzepotała w siatce po dobitce Chorwata, Cristiano Ronaldo się zdenerwował (mocniejsze słowo byłoby bardziej trafne), że nie on jest strzelcem gola. Dopiero po chwili przyszła refleksja, że wypada się cieszyć…” Wypada, wypada – powtórzę raz jeszcze, wypada się cieszyć… A przecież to jego drużyna, powtórzę, drużyna zdobyła bramkę i prowadzenie w meczu. Więc jak się tu nie cieszyć? No tak, Ronaldo po chwili uznał, że jednak cieszyć się wypada… Tylko - wypada. Otwarte pozostaje pytanie: czy Ronaldo cieszyłby się, by tak rzec, bardziej szczerze, gdyby Juventus mecz zremisował, albo i nawet przegrał, ale on, Ronaldo strzeliłby w takim spotkaniu kilka bramek? Tak przecież wyglądałaby patologia indywidualizmu.
Oczywiście piłka nożna potrzebuje idoli i herosów, takich jak Cristiano Ronaldo, ale po wygranym meczu punkty wpisuje się drużynie. „Oni mają Messiego, my mamy drużynę” – przekonywali niemieccy kibice cztery lata temu. I wygrali mistrzostwo świata. O co więc idzie? Ano między innymi (ale nie tylko) o to, co zawarł w krótkiej uwadze piłkarz, który strzelił w historii finałów Mistrzostw Świata najwięcej bramek (16 goli) i zdobył najwięcej mundialowych medali (jeden złoty, jeden srebrny, dwa brązowe – razem cztery). „>>Futbol, w którym dorastałem – już go nie ma. Dziś wszyscy troszczą się o samochody, buty z ich nazwiskami i własny wizerunek. Dla mnie liczył się tylko futbol. Nic więcej<<” Miroslav Klose o dzisiejszych piłkarzach. W punkt” („Piłka nożna” nr 14 [2332] 3 kwietnia 2018). Na koniec uwaga z naszego, śląskiego podwórka – Oto w jednym z numerów „Sportu” przeczytałem taką oto opinię o Kamilu Jadachu, piłkarzu GKS-u Jastrzębie: Jadach „może grałby dzisiaj nawet w ekstraklasie i zarabiał znacznie większe pieniądze, ale od zawsze jego wybór był jeden: gra dla GKS-u Jastrzębie, swojego klubu, swojej społeczności” („Sport” nr 198, 27 sierpnia 2018 roku). Cóż takie rodzynki ciągle jeszcze się zdarzają, ale… Ale ponoć ostatnim klubem, który zdobył Puchar Europy (dzisiaj Liga Mistrzów), a w którym grali chłopcy z najbliższej okolicy był w 1969 roku Celtic Glasgow.