I znów mamy niedoszłego milionera. W jednym z teleturniejów uczestnik był blisko zdobycia głównej nagrody. Co więcej, gdyby zaryzykował i podał odpowiedź, która wydawała mu się właściwa, wyszedłby ze studia z okrągłą sumką. Jednak wolał wziąć pół miliona niż podjąć ryzyko. Temat pojawił się na osiedlowym skwerze.
„Szkoda, do odważnych świat należy” - skomentował wydarzenie mocno zaawansowany w latach jegomość, wygrzewający się na ławce we wrześniowym słońcu. „Pan by ryzykował utratę takiej kasy, gdyby nie był pewny odpowiedzi?” - lekko zaczepnie wyraziła niedowierzanie matka dwojga dzieci, rozładowujących nadmiar energii na pobliskim placu zabaw, wyposażonym niedawno w nowe atrakcje. „A jak pani myśli?” - odparł. „Myślę, że gdyby pan potrzebował pieniędzy, to by brał to, co pewne i nie bawił się w hazardzistę” - powiedziała kobieta. „Trzeba umieć zapanować nad chciwością” - odezwała się jej rówieśniczka z ławki naprzeciwko. Kątem oka obserwowała swoją pociechę, wdrapująca się na jakąś kolorową drabinkę.
Jegomość popatrzył na nią wyraźnie zaskoczony. „Zawsze myślałem, że do teleturnieju idzie się po to, aby zdobyć jak największą nagrodę” - powiedział w końcu, przyglądając się uważnie nowej uczestniczce rozmowy. „Właśnie o to chodzi” - z satysfakcją odezwała się matka dwójki dzieci. „Zdobyć jak największą nagrodę przy jak najmniejszym ryzyku”. „Ależ istotą udziału w grze jest podejmowanie ryzyka” - żachnął się starszy jegomość. „Nic pan nie rozumie” - dobiegło z ławki po drugiej stronie alejki. „Jak ktoś już do czegoś dojdzie, to zaczyna kalkulować. Nigdy panu nie przyszło do głowy, że lepiej mieć mniej, ale pewne? Ja bym zrobiła dokładnie tak samo, gdybym nie była pewna odpowiedzi na sto procent” - oświadczyła kobieta.
„Co za pokolenie” - mruknął starszy pan i głośniej powiedział: „Kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije”. „Pan tu z pokoleniem niech nie wyjeżdża, dobrze?” - zaperzyła się rozmówczyni z drugiej strony alejki. „Poza tym kto powiedział, że chodzi o szampana? Zauważył pan, na co zwycięzcy teleturniejów przeznaczają najczęściej nagrody? Nie na luksusy, tylko na zwyczajne rzeczy. Na remont domu, na lepsze wakacje dla dzieci, na samochód, który się co chwilę nie psuje” - wyliczała coraz bardziej podniesionym głosem.
„Czyli lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu” - wpadł jej w słowo jegomość takim tonem, jakby podsumowywał dyskusję na jakiejś naukowej konferencji.
Wszystko to opowiedziała mi wspomniana matka dwójki dzieci. Była szczerze zdziwiona postawą starszego jegomościa. Chyba nie zauważyła, że słuchając jej opowieści zacząłem się zastanawiać, jak by postąpiła, gdyby stanęła wobec konieczności podjęcia ryzyka w sprawie o wiele ważniejszej niż wygranie miliona w teleturnieju.