Można spotkać ludzi, którzy nie wierzą w Boga, ale wierzą w diabła. Są tacy, którzy nie wierzą ani w Boga, ani w diabła.
Nie wiem czy dopiero ostatnimi czasy, ale za to od niedawna na pewno, pojawili się też ludzie, którzy nie wierzą w istnienie zła. Więcej nawet – ludzie ci postanowili wszem i wobec udowodnić, że zło nie istnieje, że jest zło tylko, jak pisali „koncepcją, która wymyśliliśmy sobie, żeby poradzić sobie ze złożonością innych ludzi”. Otóż, żeby sprawdzić tę, powiedzmy sobie szczerze, dość odważną hipotezę o nieistnieniu zła pewne, niezwykle jak widać, optymistycznie do świata nastawione amerykańskie małżeństwo porzuciło pracę i wybrało się w podróż rowerową dookoła świata. Zapragnęło całemu światu udowodnić, że np. tereny opanowane przez tzw. Państwo Islamskie zamieszkane są przez ludzi „pełnych dobroci i pokoju”. No cóż… Małżonkowie zostali zadźgani nożami przez bojowników Państwa Islamskiego – i tak zakończył się ich experimentum crucis, eksperyment krzyżowy, który jednoznacznie rozstrzygnął, że zło jednak w świecie istnieje…
Miałem okazję słyszeć złośliwe uwagi, że amerykańskiemu małżeństwu należy się Nagroda Darwina przyznawana corocznie przez internautów „za wyjątkowa głupotę, której efektem była śmierć kandydata do tej antynagrody”. Ale sprawa jest jednak nieco poważniejsza, by załatwiać ją niewybrednymi złośliwościami. Warto pochylić się może nad książką Clive’a S. Lewisa – [zatytułowaną] „Listy starego diabła do młodego”.
Najpierw kilka słów o kontekście powstawania tych szczególnych listów. Trzeba tu wspomnieć o przyjaźni Lewisa z J.R.R.Tolkienem, i o tym, że wraz z przyjaciółmi tworzyli oni nieformalną grupę, którą sami nazywali Inklingami – wydano zresztą w Polsce ciekawą książkę Humphreya Carpentera poświęconą temu środowisku. Lewis, Tolkien i przyjaciele we wtorki pijali piwo w pubie „Pod ptakiem i Niemowlakiem”, a w czwartki spotykali się u Lewisa, aby głośno czytać pisane przez siebie książki. To tam Tolkien przedstawił słuchaczom po raz pierwszy słynnego „Władcę pierścieni”, a Lewis książeczkę – „Listy starego diabła do młodego”. Opowiadam tu Państwu o środowisku, w którym „Listy...” te powstały, bo jestem przekonany, że poprzez to łatwiej zachwycić się formą refleksji Lewisa, w której podstawowe problemy wiary chrześcijańskiej podane są jednocześnie i mądrze, i z poczuciem humoru. Ponieważ niektórym mądrość zdaje się z definicji związana z powagą prawie-że absolutną, więc nic dziwnego, że dzieło wybitnego chrześcijańskiego pisarza irytowało niekiedy nawet niektórych duchownych. Jeden z nich, o którym zresztą pisze sam Lewis w przedmowie do wydania numer 24 (tak, tak, 24 nie przesłyszeliście się Państwo!) „Listów starego diabła do młodego” – otóż jeden z nich napisał do redakcji pisma, w którym się pierwotnie listy starego diabła ukazywały, że „znaczna część porad udzielanych w tych listach wydaje się nie tylko błędną, lecz zdecydowanie diaboliczna”. A jakaż miała być skoro Lewis uczynił diabła nie tylko narratorem, ale i adresatem tych listów? Zatem jeżeli jeden diabeł tłumaczy drugiemu, jak wielkim sukcesem jest przekonanie ludzi, że diabłów nie ma, to może czytelnik powinien jednak chwilę pomyśleć, co mianowicie autor miał na myśli? Czy nie to, że autor przed niewiarą w kusiciela w ten sposób chce czytelnika ostrzec? Sam Lewis w przedmowie do listów ostrzega przed dwoma niebezpieczeństwami czyhającymi na ludzi – jedno polega na tym, że się w diabła nie wierzy, ale drugi z kolei błąd polega na tym, że diabłu i tylko diabłu przypisuje się wszystko zło – w ten sposób człowiek zwalnia się niejako od odpowiedzialności za swoje czyny. Podoba mi się także bardzo uwaga jaką czyni Lewis, w reakcji na komplementy o tym, jak to jego długie studia z zakresu teologii ujawniają się we wspominanych tu listach. Otóż, powiada Lewis, „me serce ukazuje mi niegodziwość tego co grzeszne”. Cóż, jeśli serce ukazywać winno to co niegodziwość tego co grzeszne, to pewnie rozum powinien ukazywać płyciznę tego co głupie. Tak, tak, rozum niewątpliwe zawiódł kolejnych kandydatów do Nagrody Darwina, amerykańskie małżeństwo, które uwierzyło, że zło jest jedynie „koncepcją, którą wymyśliliśmy sobie, żeby poradzić sobie ze złożonością innych ludzi”.