Pięciu niezwykłych chłopaków. Jan Paweł II ogłosił ich błogosławionymi.
"Drezno. Rok 1942, trzeci rok okrutnej wojny. Sierpniowe słońce zalewa nawet ponury gmach Sądu Krajowego przy Munchner Platz 3, ale tylko okruchy przebijają się przez małe, zakratowane okienka sześciu cel śmierci, znajdujących się na parterze budynku. (...) Droga od tych sześciu cel pod gilotynę jest krótka. Bardzo krótka. Ale na niej jeszcze raz przeżywa się całe życie. I to dojrzałe, przerwane w pełnym rozkwicie. I to naznaczone starością, dobiegające już naturalnego kresu. I to młode, pełne planów i nadziei. Tak młode, jak życie tych pięciu chłopców z celi numer 3, o których będzie ta opowieść" - to początek książki Wierni do końca Mirosława Orłonia. Historii pięciu niezwykłych chłopców, którzy swoje życie oddali za Boga i ojczyznę.
Czesław Jóźwiak, gdy został zgilotynowany miał 23 lata. Urodził się w Łażynie koło Bydgoszczy. W 1930 roku zamieszkał wraz z rodzicami w Poznaniu. Jego ojciec był policjantem. Gdy wybuchła wojna pracował w firmie malarza Oskara Henfflera. Czas wolny spędzał u salezjanów w oratorium przy ulicy Wronieckiej. Przez pewien czas był prezesem Towarzystwa Niepokalanej. Niemcy aresztowali go 23 września 1940 roku.
Edward Kaźmierski "Eda", w dniu śmierci miał 23 lata. Urodził się w Poznaniu, jego ojciec był szewcem. Od 1938 roku uczył się na ślusarza-mechanika. W oratorium imponował kolegom zdolnościami muzycznymi - grał na fortepianie i skrzypcach. Nazywany "kompozytorem", miał duszę artysty i chyba był najbardziej barwną postacią z całej piątki. Pisał pamiętnik (szyfrem). Wspomożycielkę Wiernych prosił o dobrą małżonkę. Był zresztą niezwykle kochliwy, w pamiętniku wymienia wszystkie napotkane dziewczęta, które zrobiły na nim wrażenie. Został aresztowany 23 września 1940.
Franciszek Kęsy, zmarł mając 22 lata. Urodził się w Berlinie, ale po roku jego rodzice wrócili do Poznania. Ojciec pracował w elektrowni. Franciszek pragnął wstąpić do seminarium salezjańskiego, ale słabe zdrowie i wybuch wojny pokrzyżowały mu plany. Pracował w firmie Henfflera. Bywał w oratorium na Wronieckiej, gdzie śpiewał w chórze, grał w teatrze i uprawiał sport. Bardzo kochał Maryję. Został aresztowany 23 września 1940 roku i umieszczony wraz z kolegami w Forcie VII.
Edward Klinik, miał 23 lata, gdy został zgilotynowany. Urodził się w Poznaniu. Ojciec był ślusarzem. Ukończył gimnazjum salezjańskie w Oświęcimiu. W czasie okupacji pracował w firmie budowlanej. W oratorium udzielał się czynnie teatralnie i muzycznie. Był bardzo spokojny, Maryja była dla niego niezwykle ważną osobą. Został aresztowany 21 września 1940 roku, gdy był w pracy. Nie zdążył pożegnać się z rodziną.
Jarogniew Wojciechowski, najmłodszy z piątki, w dniu śmierci miał 20 lat. Urodził się w Poznaniu. Ojciec był alkoholikiem i opuścił rodzinę. Razem z matką był na utrzymaniu starszej siostry Ludosławy. Czynnie włączał się w oratorium. Gestapo aresztowało go 23 września 1940 roku i osadziło w Forcie VII.
Gdy wybuchła wojna chłopcy chcieli zaciągnąć się do Wojska Polskiego. Nie wszystkim się udało. Włączyli się za to w tajną organizację Wojska Ochotniczego Ziem Zachodnich. Zdradzeni, zostali zaaresztowani przez gestapo i wywiezieni do Fortu VII. W trakcie rewizji zabrano im m.in. różańce, które udało się chłopcom odzyskać przez nieuwagę Niemców. Różaniec Kęsego po śmierci wrócił do jego matki. Następnie zostali pognani do bunkra 58, gdzie oczekiwali na śledztwo. Z grypsów i pamiętnika poznajemy tylko część bolesnych przeżyć. Próbowano ich złamać, ale się nie dali. Pocieszali innych więźniów. Ratowała ich modlitwa, pieśni religijne. Bali się tylko o rodziny. W jednym z grypsów czytamy: "Boże, z nami jest dobrze, miej w opiece tylko naszych kochanych rodziców".
Z Fortu VII przewieziono ich do więzienia przy ul. Młyńskiej w Poznaniu. W pierwszych dniach byli w jednej celi, potem ich rozbito. 16 listopada 1940 roku znaleźli się we Wronkach. Byli tu zwykłymi więźniami politycznymi. Ogolono im głowy, dano strój więzienny, a nad każdą celą wisiał kartka z napisem: "Zdrada stanu".
W kwietniu 1941 roku wysłano ich do Berlina. O ich silnej wierze świadczy jeden z grypsów, w którym czytamy: "Bóg dał nam krzyż, daje też siły do jego dźwigania". W maju 1942 przewieziono ich do Zwickau w Saksonii. Wykonywali ciężkie prace i otrzymywali głodowe racje żywnościowe. Ich rozprawa odbyła się 1 sierpnia 1942 roku. Rozprawa była krótka. Wyrok: kara śmierci. Wysłano ich do Drezna. 24 sierpnia 1942 roku między 20.00 a 21.00 chłopcy zostali zgilotynowani.
Byli gotowi na śmierć. Wyspowiadali się i przyjęli Jezusa w Komunii św. Przed śmiercią napisali piękne listy do najbliższych. Odeszli do domu Ojca w dniu wspomnienia Marii Wspomożycielki Wiernych, która była im przecież tak bliska. Z ich listów płynie niezwykły spokój, dojrzałość i miłość:
"Do zobaczenia w Niebie".
"Och, jaka to radość dla mnie, że już odchodzę z tego świata i tak, jak powinien umierać każdy. Byłem właśnie przed chwilą u spowiedzi św., za chwilę zostanę posilony Najświętszym Sakramentem. Bóg dobry bierze mnie do siebie".
"Jakże mogę się cieszyć, że odchodzę do Pana i mojej Matuchny Najświętszej, zaopatrzony Ciałem Jezusa".
"Ja będę się modlił za Was u Boga o błogosławieństwo i o to, abyśmy się wszyscy kiedyś razem mogli zobaczyć w niebie".
"Pomyśl, jakie to szczęście: odchodzę zjednoczony z Jezusem przez Komunię św.".
[Na podstawie książek: Wierni do końca, Marian Orłoń; Moi koledzy byli świętymi, Henryk Gabryel; Święci, błogosławieni, słudzy boży rodziny salezjańskiej, ks. Stanisław Szmidt sdb]