Dzisiejsza patronka umarła 29 sierpnia 1942 roku z miłości. Tak, nie przesłyszeli się państwo, powodem śmierci tej kobiety była miłość. Ale uwaga : powodem, nie przyczyną. Bo gdyby szukać przyczyn tego zdarzenia, to jak często bywało to w czasie II wojny światowej były one prozaiczne
Bł. Sancja Szymkowiak brewiarz.pl Dzisiejsza patronka umarła 29 sierpnia 1942 roku z miłości. Tak, nie przesłyszeli się państwo, powodem śmierci tej kobiety była miłość. Ale uwaga : powodem, nie przyczyną. Bo gdyby szukać przyczyn tego zdarzenia, to jak często bywało to w czasie II wojny światowej były one prozaiczne – wycieńczenie pracą i ciężkimi warunkami, które doprowadziło do gruźlicy gardła. I wcale nie dokonało się to w obozie koncentracyjnym, jak można by przypuszczać na podstawie daty śmierci. Bohaterka dzisiejszej historii zmarła w domu zakonnym, który hitlerowcy zamienili na hotel. Mogła oddalić się do swojego rodzinnego domu, ale postanowiła w zupełnie nowych warunkach służyć angielskim i francuskim jeńcom jako tłumaczka. Żyjąc na ubogim garnuszku, w ciągłym zawieszeniu między życiem a śmiercią, w końcu uległa chorobie. Smutny czas i tragiczne jego żniwo – ktoś by powiedział. Tymczasem sama dzisiejsza patronka, zupełnie by się z takim postawieniem sprawy nie zgodziła. Dla niej moment odejścia z tego świata, nie był ani tragiczny, ani przypadkowy. Była to raczej konsekwencja wszystkich jej życiowych decyzji powodowanych - czy inaczej - kierowanych osobową miłością. Oczywiście wszystko zaczęło się w rodzinnym domu niedaleko Ostrowa Wielkopolskiego, gdzie przyszła na świat w roku 1910. To stamtąd wyniosła silną wiarę, zasady moralne i gorącą miłość ojczyzny. Ale już pielęgnowanie owej wiary przez codzienny udział we Mszy i przyjmowanie Komunii św. śmiało można zaliczyć na jej osobiste konto. Tak jak i prawość w postępowaniu i wierność danemu słowu. Gdy w roku 1934 uzyskała absolutorium z romanistyki postanowiła na jakiś czas wyjechać do Francji, by przed złożeniem magisterium doskonalić studiowany język. I tam też, co nie jest chyba dla nikogo zaskoczeniem, odkryła że od lat jest zakochana. Uświadomiła jej to dobitnie pielgrzymka do Lourdes. Gdy na prośbę rodziców wróciła do domu, to właściwie tylko po to, by się spakować i zamieszkać u ukochanego. Stało się to dokładnie w roku 1936, gdy zamknęły się za nią drzwi klasztoru sióstr serafitek w Poznaniu. Resztę państwo znacie : do wybuchu wojny służyła Chrystusowi w klasztorze, a po wrześniu 1939 roku w każdym potrzebującym człowieku, jakiego postawił jej na drodze. Doczekała się za to przydomku „anioł dobroci”. "Umieram z miłości” - powiedziała tuż przed samą śmiercią głęboko przekonana, że nadal pomagać będzie ludziom - „a Miłość miłości niczego odmówić nie może". Czy wiecie państwo, kto tymi słowami pożegnał się ze światem? Dzisiejsza patronka, błogosławiona Sancja Szymkowiak, serafitka.