Każdy kierowca może wspomóc misjonarzy. Także nasi kapłani pracujący na misjach czekają na środki transportu.
Latający proboszcz
Od prawie 10 lat w Ekwadorze posługuje ks. Wiesław Podgórski, który, aby dotrzeć do swoich parafian rozsianym po niemal 50 wioskach, musi pokonywać nie tylko duże odległości, ale i spore wzniesienia czy rwące potoki. Gdy jest sucho, najczęściej idzie pieszo lub próbuje jeździć motocyklem, gdy nadchodzi pora deszczowa, do dyspozycji pozostaje wierny wierzchowiec.
- Moja misja to właściwie dwie odrębne placówki rozłożone na obszarze dwóch gmin. Pierwsza to misja św. Jerzego w La Union, a druga - misja św. Pawła w Pueblo Nuevo. Ktoś pomyśli: czemu aż dwie? Brak księży i misjonarzy sprawia, że musimy posługiwać na obszarach, gdzie pracy jest na minimum dwóch księży czy misjonarzy - opowiada ks. Wiesław. Na terenie jego misji leży 47 wspólnot, czyli wiosek rozsianych na dość dużym terytorium, które swoim krajobrazem przypominają nasze Bieszczady.
Ks. Wiesław Podgórski w Ekwadorze Archiwum misyjne - Dzięki pomocy przyjaciół od jakiegoś czasu do kolportażu informacji o spotkaniach czy do dostarczania materiałów duszpasterskich dla katechistów używam trochę niestandardowego środka lokomocji, a jest nim motolotnia. Po kursie obsługi i pilotażu doskonale zdaje egzamin jako środek komunikacyjny w niełatwym górskim terenie. Latam także po sąsiednich parafiach, mieszkańcy wiedzą, że jeśli na niebie pojawia się coś buczącego o dużych skrzydłach, to nie orzeł ani latający smok, ale ich łatający proboszcz - śmieje się ks. Podgórski.