- Nie jesteś chroniony przed tym, że nie stanie ci się nic złego, ale Bóg chce ci powiedzieć: "Chronię cię przed tym, by zło nie przeniknęło do twojego serca i nie wychodziło z niego" - usłyszeli uczestnicy Ewangelizacji w Beskidach na Groniu Jana Pawła II niedaleko Leskowca.
Gospodynią na Groniu jest Maria Jakubowska-Szczotka, która wspina się na szczyt, kiedy tylko jest proszona o otwarcie kaplicy i udostępnienie jej dla sprawowania Mszy św. - To ważne, że ludzie chcą pokonywać różne przeciwności, żeby wyjść w góry i razem się modlić - podkreśla. - Tutaj mogą się zatrzymać, być w kontakcie z naturą, posłuchać, co przez stworzenie mówi do nich Pan Bóg. Papież kochał Beskidy, kochał to miejsce. Cieszę się, że dziś przyszło tu tak wielu życzliwych ludzi. Na co dzień nam takiej życzliwości, otwartości, serdeczności brakuje. A wystarczy prosty - a niestety coraz rzadszy w górach - gest: "cześć" czy "dzień dobry" na trasie, jeden szczery uśmiech. Od tego zaczyna się ewangelizacja.
Beata i Krzysztof Kucowie z Kóz z trzema córkami - Sarą, Agatą i Moniką
Urszula Rogólska /Foto Gość
Wśród kilkuset uczestników spotkania byli Beata i Krzysztof Kucowie z Kóz z trzema córkami - Sarą, Agatą i Moniką. Od lat uczestniczą w górskich spotkaniach. - Kochamy góry (no, mama trochę mniej, ale nam dzielnie towarzyszy) i kochamy Pana Boga. Razem możemy być na Eucharystii w górach, w miejscu szczególnej Jego obecności - mówi najstarsza córka Sara. - A z drugiej strony, to fajna forma spędzenia czasu z całą rodziną. Nieczęsto się nam zdarza, żebyśmy mogli być w górach w komplecie. A tu jest okazja, żeby więcej pogadać, pograć w zagadki, zabawy.
Państwo Kucowie zgodnie mówią, że udział w Mszy św. jest dla nich najważniejszą częścią ewangelizacyjnego spotkania: - Ważna jest wspólna modlitwa, uwielbienie, błogosławieństwo dla mieszkańców czterech stron świata. To też dobra okazja, żeby zaprosić w góry znajomych. Są tutaj osoby, które usłyszały o Ewangelizacji w Beskidach przypadkiem, będąc na wycieczce i bywa, że dołączają na kolejnych szczytach - tłumaczą.
Agnieszka i Wojciech Andrzejczakowie z Brzeszcz z córkami Moniką i Emilką
Urszula Rogólska /Foto Gość
Tak było z rodziną Andrzejczaków z Brzeszcz - Agnieszką, Wojciechem i ich córkami Moniką i Emilką. Są wiązani z Odnową w Duchu Świętym. Przed dwoma laty wspinali się na Pilsko, kiedy spotkali rzeszę schodzących turystów. Od słowa do słowa - dowiedzieli się o EwB. - Było już po Mszy. W następnym tygodniu już pojechaliśmy w góry jako uczestnicy ewangelizacji - mówią. - Bardzo nam pasuje taka pozytywna forma spędzania czasu. Tego potrzebujemy. Człowiek inaczej patrzy na innych ludzi, na piękno tego świata. Tutaj odnajdują się ludzie z różnych stron, a żyjący tymi samymi wartościami. Budujące jest, jak wielu jest ludzi wierzących, życzliwych, otwartych. Nie koniec na tym - wiemy, że to, co tutaj się dzieje, może dotrzeć i dociera do osób pogubionych w życiu, poszukujących celu, sensu, odpowiedzi na trudne pytania. Dzięki tym spotkaniom łatwiej nam ewangelizować na co dzień - w mediach społecznościowych, wśród znajomych.