Co można robić latem, żeby serce mocniej nam zabiło? Podróżować. Jak ma się odpowiednie środki, to nawet daleko. Dajmy na ten przykład do Wenecji.
Co można robić latem, żeby serce mocniej nam zabiło? Podróżować. Jak ma się odpowiednie środki, to nawet daleko. Dajmy na ten przykład do Wenecji. Wyobrażacie sobie państwo, jak romantyczne może być zwiedzanie tego miasta gondolą? Emocje gwarantowane. Ale gdy nie stać nas na takie wydatki, a nasze serce spragnione jest wakacyjnych uniesień, wystarczą książki. Dobra lektura potrafi przenieść nas w dowolne miejsce na świecie i dostarczyć niezapomnianych wrażeń. Wrażeń tak mocnych, że zapominamy o całym Bożym świecie niczym latarnik ze szkolnej lektury. I dokładnie taka historia stała się udziałem dzisiejszej patronki. No może nie dokładnie taka sama, bo bohater noweli Henryka Sienkiewicza jak państwo pamiętacie tak się zaczytał, że doprowadził do katastrofy łodzi, a ona, dzisiejsza błogosławiona o mały włos dzięki książkom i podróżom nie porzuciła jedynie swojego powołania. Choć w sumie, gdyby je porzuciła i wyszła za mąż, to może i byłaby z tego spora katastrofa. Tak czy inaczej wspominana dzisiaj włoska szlachcianka z XVII wieku miała dylemat. Z jednej strony odebrała staranne klasztorne wykształcenie, biegle czytała po łacinie, a nawet miała takie marzenie, by razem z koleżankami uciec nocą z zakonnej szkoły, zaszyć się w jakiejś pustelni i oddać się wyłącznie modlitwie. Z drugiej, odkryty dzięki edukacji świat książek i środki finansowe książęcej rodziny pozwalające na dalekie podróże, skutecznie odwracały jej uwagę od Bożych spraw. Tam świat duchowych przeżyć, tutaj kipiąca emocjami rzeczywistość ciała. Przy wyborze przez dzisiejszą patronkę jej życiowej drogi, niespecjalnie pomocni okazali się również najbliżsi. Wszyscy bowiem, jak jeden mąż, przekonywali ją do porzucenia myśli o klasztorze, podsuwali kolejne romantyczne powieści, zabierali na równie urocze wojaże, a nawet postarali się o opinie teologów, stwierdzające, że całe to odczuwanie przez nią powołania nie ma prawdziwych podstaw. W tym kontekście do iście heroicznych należy zaliczyć decyzję tej młodej kobiety o odrzuceniu wszystkich tych pokus i wstąpieniu do klarysek kapucynek w Brescii. Ostatecznie 8 września 1705 roku przywdziała habit i kolejne 32 lata życia przeżyła w klauzurze. Pełniła w klasztorze najróżniejsze funkcje : od tych najzwyklejszych, wymagających pracy fizycznej, aż po mistrzynię nowicjatu i opatkę. Jednak największe wrażenie robiła na współsiostrach realizując swoje nastoletnie marzenie – całe godziny klęcząc przed tabernakulum. Gdyby jej na to pozwolono prowadziłaby nieustanną adorację Chrystusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie. Była stygmatyczką, miewała wizje oraz ekstazy, ale nie zapomniała też o wszystkich duchowych rozterkach, których wcześniej doświadczyła. Dała temu wyraz w swoich pismach. Czy wiecie państwo o kim mowa? Wspominamy dzisiaj zmarłą 27 lipca 1737 roku błogosławioną Marię Magdalenę Martinengo.