Nie chodzi o sympatie piłkarskie, ale o to, czyim kosztem będą sfinansowane gigantyczne zarobki portugalskiej gwiazdy.
Strajk pracowników dużego koncernu z powodu kupienia przez sponsorowany przez ich firmę klub megagwiazdy piłkarskiej? Na pierwszy rzut oka to wydaje się irracjonalne. Ale jeśli spojrzymy na tę sprawę z perspektywy innej niż kibica Juventusu Turyn, okazuje się, że to logiczna konsekwencja transferowego hitu, jakiego dokonał w ostatnich dniach legendarny klub z Turynu.
Odejście Cristiano Ronaldo z Realu Madryt zelektryzowało piłkarski świat. Choć nie podano oficjalnie kwoty transferu, to media mówią o 105 mln euro. Jak za 33 latka to suma zawrotna. Do tego dochodzą gigantyczne zarobki portugalskiego gwiazdora. Te mają wynieść 30 mln euro rocznie. Nowy pracodawca ma też wziąć na siebie ciężar opłacenia podatku od tej kwoty. I w tym momencie na scenie pojawia się Fiat. Włoski gigant motoryzacyjny jest głównym sponsorem Juventusu i to własnie samochodowy koncern ma wyłożyć większość tych pieniędzy. Takie rozstrzygnięcie wzbudziło spore niezadowolenie wśród znacznej części pracowników Fiata. W ostatnich latach koncern zaczął oszczędzać, obniżone zostały pensje sporej części załogi. W tej sytuacji wykładanie potężnych sum na utrzymanie jednego piłkarza wydaje się pracownikom motoryzacyjnego giganta niesprawiedliwe. Strajk przeciw transferowi i zarobkom Ronaldo zapowiedziała załoga fiatowskiej fabryki Melfi pod Neapolem.
Dodatkowo pikanterii sprawie dodaje fakt, że strajk zapowiedzieli pracownicy fabryki z Neapolu, a nie Turynu. Nie od dziś wiadomo, że kibice Napoli - delikatnie mówiąc - nie przepadają za Juventusem. Jednak, zostawiając na marginesie kibicowskie smaczki, mamy chyba do czynienia z pierwszym w historii protestem pracowniczym spowodowanym gigantycznymi zarobkami piłkarskich gwiazd. Załoga Fiata najwyraźniej przekalkulowała, że za przyjemność oglądania Ronaldo na Stadio del Alpi ktoś będzie musiał zapłacić. I będą to przede wszystkim oni.