Chodzi o zaufanie. O kryzysach Unii Europejskiej mówi wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański.
W ramach Wojnowickiego Klubu Dyskusyjnego - spotkań w Zamku na wodzie - sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych diagnozował problemy Unii Europejskiej.
- Perspektywa historyczna jest ważna. Na przełomie XX i XXI wieku rozszerzenie Unii okazało się wielkim sukcesem. I wszyscy byliśmy przekonani, że to mechanizm, który doskonale poradzi sobie z każdymi okolicznościami. Mówimy o czasach stabilności politycznej - przypomniał Konrad Szymański.
Podkreślił, że historycznie rzecz biorąc, Europę zawsze tworzyła wspólnota wartości, idei głębszych niż przekonania polityczne. Ale to nie oznacza, że były one odczytywane zawsze w ten sam sposób.
- Dekalog wartości nie załatwia problemu, bo może być dekodowany zgodnie ze swoją kulturą, czyli zupełnie różnie. To więc nie rozwiązuje trudności politycznych. Musimy jasno sobie powiedzieć: nie jest aż tak dobrze, że Unia znajduje się w kryzysie, a państwa członkowskie żyją w świetnej kondycji. To naczynia połączone. Nadzwyczajność tego czasu polega na tym, że mamy niespotykaną do tej pory proporcję ludzi protestu - analizował minister.
Jako jeden z głównych problemów Unii Europejskiej podał kryzys migracyjny, jego skalę oraz sposób odbioru i narracji.
- Przez niego ludzie przestali wierzyć, że nasza kultura prawna jest w stanie zapanować nad przyszłością, zabezpieczyć ją. A to podstawowe oczekiwanie człowieka, który nie chce bać się rzeczy nieprzewidywalnych - wyjaśniał K. Szymański.
Jego zdaniem bardzo dużo ludzi w UE zaczyna dostrzegać, że politykom pewien proces społeczny wymknął się spod kontroli.
- Ludzie nie mieli złudzeń, że ich reprezentanci to nie są anioły, ale byli przekonani, że całość systemu działa i ta zapowiedź „będzie dobrze” się sprawdza. Aż nagle widzimy w mediach, że milion ludzi przekracza wszystkie możliwe granice i nic się nie dzieje. Główna obietnica sfery publicznej okazała się niespełniona, co ludzi natychmiast zaniepokoiło - mówił wiceminister spraw zagranicznych.
Drugi filar problemowy Unii tworzy kryzys zadłużeniowy. Wspólna waluta miała być gwarancją dobrobytu, dawać stabilność.
- Wczujmy się w sytuację mieszkańca Hamburga, który ma określony zasób oszczędności i nagle dowiaduje się, że tą samą walutą operują gospodarki, które nie są w stanie obsłużyć swojego zadłużenia np. Grecja. Ma on poczucie, że ich wartość będzie spadać na skutek polityki fiskalnej państw południa. To szokujące dla obywateli krajów północy - tłumaczył członek polskiego rządu.
Jak opisywał, wspólna waluta i cały hazard moralny spowodował szok, bo kontrola i trwałość gwarancji dobrobytu jest niezwykle ważna dla społeczeństwa.
- Takie lęki przeżywają ludzie w Holandii, czy w Niemczech. Kiedy okazało się, że nie mamy do czynienia z przelotnym problemem, ale kryzysem całego systemu bankowego, dla północnej części strefy Euro stało się to egzystencjalnym doświadczeniem, które spowodowało fale protestów - informował prelegent.
I tak jedni się buntują, bo transferów nie ma (południe), a inni (północ) buntują się, że może do nich dojść. To paradoks strefy Euro.
- Ten kryzys walutowy był potężnym ciosem w zaufanie, które w demokracji liberalnej tworzy podstawę. Unia roztrwoniła bardzo ważną walutę w postaci zaufania - podsumował minister Szymański.
Odwołał się także do powracających koncepcji małych unii.
- Strefa Euro nie jest wąskim klubem. Koncepcje małej unii są tak stare jak cała unia. Dzisiaj powracają te teorie. Ale z jakim problemem mała unia sobie poradzi, skoro wszystkie ważne problemy dotyczą spraw międzynarodowych? Małe przytulne kluby z dobrym poziomem socjalnym są aktem historycznym - stwierdził sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych
Zaznaczył przy tym, że ani kryzys migracyjny, ani walutowy nie był w Polsce bardzo odczuwalny, co nie znaczy, że Polski nie dotyczą.
- Kryzys migracyjny został w dużym stopniu zablokowany i zredukowany przez kontrolę migracyjną i oto nam chodziło. Unia nie chce się przyznać do tego oczywistego sukcesu, ponieważ musiałaby się jednocześnie przyznać, że technokratyczne pomysły relokacji okazały się nic nie warte - mówił min. Szymański.
Wzmożenie kontroli na zewnętrznych granicach oraz odpowiedzialne zarządzanie ruchem migracyjnym zdecydowanie zmniejszyło problem współczesnej wędrówki ludów.
- Musimy sobie jednak zdać sprawę, że momentu zupełnego spokoju na granicach zewnętrznych nie będzie nigdy. Demografia jest bezlitosna. Tworzymy bogatą częścią świata i presja migracyjna będzie istnieć zawsze, ale Europa musi zrobić więcej w kwestii regulacji migracji - przekonywał Szymański.