Dzisiaj stoi przed nami nie lada wyzwanie : w krótkiej formie mamy wspomnieć aż 120 męczenników, którzy swoje życie oddali w różnych miejscach i różnych czasach. Czy jest w ogóle coś takiego, co ich łączy, oczywiście oprócz faktu, że swoje życie oddali za wiarę w Chrystusa?
Św. Augustyn Zhao Rong brewiarz.pl Dzisiaj stoi przed nami nie lada wyzwanie : w krótkiej formie mamy wspomnieć aż 120 męczenników, którzy swoje życie oddali w różnych miejscach i różnych czasach. Czy jest w ogóle coś takiego, co ich łączy, oczywiście oprócz faktu, że swoje życie oddali za wiarę w Chrystusa? Otóż wspólnym mianownikiem dla tych wszystkich wyniesionych do chwały ołtarzy dzieci, kobiet i mężczyzn, dla osób świeckich i konsekrowanych, dla Europejczyków i Azjatów są Chiny. Co prawda Dobra Nowina trafiła tam już w V wieku, ale dopiero pojawienie się w XVI wieku misji europejskich istotnie wpłynęło na ewangelizację tego olbrzymiego kraju. Ponieważ jednak nie wszystkim się to podobało, dlatego wraz z głoszeniem Dobrej Nowiny do głosu zaczęły dochodzić również postawy zgoła jej przeciwne. Niektóre motywowane religijnie czy filozoficznie, inne mające swoje korzenie w polityce albo ideologii. Stąd tak wielka trudność, by o tej wspominanej dzisiaj grupie 120 osób opowiedzieć coś wspólnie. Nie jest jednak tak, by w tym gronie osób nie znalazł się ktoś taki, kto niczym światło w soczewce, nie skupiałby w sobie wszystkich paradoksów męczenników Kościoła Chin. Oto on : młody żołnierz z prowincji Syczuan, który dostał za zadanie eskortować do Pekinu grupę chrześcijańskich więźniów. Ich cierpliwość i odwaga mocno zapadły mu w pamięć. Tak mocno, że gdy 10 lat później, już jako 30-latek poznał aresztowanego ojca Marcina Moye, to zapragnął bliżej poznać wiarę tego więźnia. Świadectwo życia zakonnika i wygłoszona przy okazji rozmów katecheza sprawiły, że bohater naszej dzisiejszej historii nie tylko przyjął chrzest, ale i opuścił wojsko. Mało tego, przez następnych pięć lat pilnie przygotowywał się do kapłaństwa i ostatecznie przyjął święcenia w roku 1781. Następnie przez wiele lat częściowo publicznie, częściej w konspiracji, pełnił kapłańską posługę. Dopiero 30 lat później, w okresie prześladowań z początku XIX wieku, został aresztowany, gdy udzielał sakramentów choremu i uwięziony w Chengdu. Choć liczył sobie 69 lat, został skazany na 60 uderzeń bambusowym kijem w kostki i 80 policzków zadanych skórzaną podeszwą. Jego organizm nie wytrzymał takiej kary. Ponieważ ten zmarły w 1815 roku człowiek był jednocześnie pierwszym chińskim kapłanem-męczennikiem, nic dziwnego, że otwiera wspominaną dzisiaj grupę 120 osób, które w Chinach oddały swoje życie za Chrystusa. Wypada również nać jego imię. Znacie je państwo? To św. Augustyn Zhao Rong.