Mieć pieniądze, mieć żonę i dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę, być człowiekiem światowym, nie doświadczać większych problemów, no i mieszkać na Majorce. A wszystko przed 30-tką. Czy to nie jest szczyt szczęścia i życiowej stabilizacji?
Mieć pieniądze, mieć żonę i dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę, być człowiekiem światowym, nie doświadczać większych problemów, no i mieszkać na Majorce. A wszystko przed 30-tką. Czy to nie jest szczyt szczęścia i życiowej stabilizacji? Co więcej, dokładnie takie samo przekonanie miał równo 800 lat temu dzisiejszy patron. Co więc się stało, że postanowił to proste i przyjemne swoje istnienie skomplikować? Bo skoro jest stawiany nam za wzór, to nie tylko z uwagi na szczęśliwe i beztroskie nieustające wakacje na Majorce. Otóż jego horyzont życiowych oczekiwań i aspiracji poszerzył sam Chrystus ukazując mu się w widzeniu. Bohater naszej dzisiejszej historii był jednak uparty, dlatego Ukrzyżowany musiał mu się objawić jeszcze trzy razy, zanim dotarło do niego, że Bóg oczekuje od niego czegoś więcej niż odcinania kuponów od dostatniego życia. Jednak ów upór dzisiejszego patrona choć stanowił początkowo przeszkodę, to ostatecznie doprowadzi go w końcu do chwały nieba, a Kościołowi otworzył oczy na pewną niezwykle istotna kwestię. Jeżeli chcemy zanieść Dobrą Nowinę niewiernym, konkretnie muzułmanom, to musimy nauczyć się ich języka, a co za tym idzie również sposobu myślenia o świecie. Niby rzecz oczywista, ale dla średniowiecznego modelu Kościoła i powszechnego europocentryzmu niezwykle odkrywcza w XIII wieku. A skąd w ogóle dzisiejszemu patronowi przyszedł do głowy pomysł nawracania muzułmanów? To akurat oczywiste – z miejsca swojego zamieszkania. Gdy zaczął się nad tym lepiej zastanawiać, to uderzyło go, że jedyną płaszczyzną kontaktów z sąsiadami-innowiercami jest handel. Dlatego też na rodzinnej Majorce nie dość że sam przez 10 lat uczył się pilnie arabskiego to jeszcze ufundował tam klasztor dla nauczania misjonarzy języków wschodnich. Dalsze lata jego życia, konkretnie pozostałych 40 z około 92 poświęcił nieustannej tułaczce po całej ówczesnej Europie przekonując gdzie tylko się da, że bez znajomości języków obcych głoszenie Dobrej Nowiny, a nawet zwyczajne porozumienie między odmiennymi kulturami jest po prostu niemożliwe. W czasie swojej podróży był tyle razy odsyłany z kwitkiem, traktowany kamieniami, a nawet pozbawiany całego swojego dobytku, że jedynie Bożej Opatrzności można przypisać ostateczny sukces jaki ten człowiek odniósł tuż przed śmiercią. Oto sobór w Vienne, za radą wspominanego dzisiaj franciszkańskiego tercjarza nakazał nauczanie arabskiego, hebrajskiego i chaldejskiego uniwersytetom w Paryżu, Oksfordzie, Bolonii, Salamance i na dworze papieskim. Czy wiecie państwo jak nazywał się ów niezwykle uparty w dążeniu do tego celu człowiek? To zmarły około 1316 roku bł. Rajmund Lull, którego literacka i naukowa spuścizna dopiero przez współczesnych została potraktowana z należytą uwagą.