Został nim Andrzej Lwowski z Katowic-Koszutki, mąż Magdy, ojciec 4-letniego Michała i ponadrocznego Jakuba.
W czwartek wieczorem święceń diakonatu w kościele ojców oblatów na Koszutce udzielił mu katowicki biskup pomocniczy Marek Szkudło.
Andrzej Lwowski, piąty w archidiecezji katowickiej diakon stały, jest Polakiem urodzonym we Lwowie w 1977 roku. Do Polski przyjechał na studia oraz do pracy - i został na stałe.
Jego droga do Pana Boga nie była prosta. W wieku 16 lat przestał chodzić do kościoła. Przeszedł przez mrok wschodnich duchowości, uprawiał medytację transcendentalną i jogę. Na jego szczęście w wieku 25 lat zaczął też wchodzić do kościołów. Dlaczego? Bo "chciał poznać argumenty drugiej strony". Słuchał czytań, Ewangelii i kazania, a potem wychodził. To były kościoły w Katowicach-Brynowie, gdzie wtedy mieszkał - Najświętszych Imion Jezusa i Maryi oraz św. Michała w Parku Kościuszki.
- Ten stan utrzymywał się przez całe miesiące. W pewnym momencie jednak przez to Słowo, którego słuchałem, Pan Bóg zaczął w moim życiu działać wyraźniej - wspomina w rozmowie z "Gościem Katowickim".
Dokładnie pamięta tę chwilę. Przechodził akurat obok katedry Chrystusa Króla w Katowicach. - I wtedy przyszedł impuls, jakby zaproszenie, żebym poszedł do spowiedzi. Ta myśl była bardzo niecodzienna dla kogoś, kto nie spowiadał się od 10 lat... Pomyślałem: „Pogadam z tym księdzem” - śmieje się.
Nie dostał jakiejś szczególnie poruszającej nauki. – Ale była już łaska sakramentalna! Pojawił się we mnie głód Eucharystii, zacząłem codziennie chodzić na Mszę - mówi.
Droga dojrzewania w wierze trwała u niego jeszcze długo. O tej jego historii będzie można poczytać w "Gościu Katowickim" nr 27 na niedzielę 1 lipca.