Adam Mickiewicz wzorował na niej Aldonę z "Konrada Wallenroda", tę zamurowaną na zamku w Malborku. Życie dzisiejszej patronki literacko przetworzył także Günter Grass w swojej powieści „Turbot”. Ale jej sylwetka inspiruje nie tylko artystów.
Bł. Dorota z Mątowów brewiarz.pl Adam Mickiewicz wzorował na niej Aldonę z "Konrada Wallenroda", tę zamurowaną na zamku w Malborku. Życie dzisiejszej patronki literacko przetworzył także Günter Grass w swojej powieści „Turbot”. Ale jej sylwetka inspiruje nie tylko artystów. Do jej czcicieli zaliczyć można z całą pewnością Benedykta XVI, który w roku 1999, jako ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary, odbył nawet podróż do jej grobu w Kwidzynie. Tak samo jak i Władysław Jagiełło pół tysiąca lat wcześniej po zwycięskiej bitwie pod Grunwaldem. Jak odnotował to Jan Długosz w swojej kronice, król został zaprowadzony do celi "niewiasty pobożnej i świętobliwej, która wiodąc w tym miejscu życie ostre i pustelnicze, słynęła wielu cudami, lecz nie była jeszcze kanonizowana". Co ciekawe, kanonizacji nie doczekała się po dziś dzień, choć cześć zaczęto jej publicznie oddawać zaraz po śmierci, to jest 25 czerwca 1394 roku. Już w 10 lat później gotowy był jej żywot spisany w języku łacińskim i niemieckim przez jej duchowego kierownika, a do Rzymu trafiły zeznania 257 świadków cudów dokonanych za jej wstawiennictwem. Jak to więc możliwe, że ogłosił ją błogosławioną dopiero papież Paweł VI, a było to dnia 9 stycznia 1976? Ano przeszkodą okazała się tutaj historia. Także ta polityczna. Ale dzisiejszą patronkę z pewnością całe to zamieszanie nie wiele by obchodziło. Jej jedynym prawdziwym zmartwieniem było bowiem to, żeby w niczym nie obrazić Boga i Jemu samemu całkowite się oddać, nie zostawiając nic dla siebie. Myliłby się jednak ten, kto by uznał, że z tak jasno sprecyzowanym celem życiowym trafi do klasztoru. Dzisiejsza błogosławiona co prawda umarła jako rekluza, czyli pozwoliła się zamurować w celi przy kościele katedralnym w Kwidzynie, ale uroczyście została wprowadzona do niej jako wdowa, a nie zakonnica. Bo zgodnie z wolą rodziców wyszła za mąż w wieku 16 lat za gdańskiego płatnerza. Szybko się okazało, że mąż miał ciężką rękę nie tylko do wyrabiania zbroi, jednak dzisiejsza patronka nie śmiała rozdzielać tego, co Bóg złączył, a instytucji separacji średniowieczna rzeczywistość społeczna nie przewidywała. Dlatego dzisiejsza patronka uznała, że oddaje się we wszystkim – i tym, co dobre i tym, co złe, na całkowitą wyłączność Boga. Skoro dał jej takiego męża, to niech pomoże z nim żyć. I była w tym tak radykalna, jak w późniejszym zamurowaniu w kwidzyńskiej celi. Znakiem tej radykalności były zresztą otrzymane przez nią stygmaty. Przy takim nastawieniu serca, fakt, że jej małżonek się nawrócił, a nawet sprzedał wszystko, co posiadał i razem z nią wyruszył na pielgrzymkę po sanktuariach Europy, to przy tak radykalnym otwarciu na Ducha św. odmiana serca męża to najmniejszy z owoców Bożego działania. Czy wiecie państwo, kogo dzisiaj wspominamy? Kim jest owa niepozorna, a gigantyczna kobieta, jedyna polska stygmatyczka i rekluza? To błogosławiona Dorota z Mątowów, koło Malborka, córka holenderskich osadników Wilhelma i Agaty.