Dzisiejszy patron wcale nie jest gigantem. Ani wzrostu wielkiego, ani końskiego zdrowia. Przez całe życie zmagał się zresztą z chorobą kręgosłupa. Nie jest w jego przypadku też tak, że z powodu fizycznych warunków oddał się pracy naukowej i to tutaj dokonał wiekopomnego dzieła.
Św. Józef Cafasso brewiarz.pl Dzisiejszy patron wcale nie jest gigantem. Ani wzrostu wielkiego, ani końskiego zdrowia. Przez całe życie zmagał się zresztą z chorobą kręgosłupa. Nie jest w jego przypadku też tak, że z powodu fizycznych warunków oddał się pracy naukowej i to tutaj dokonał wiekopomnego dzieła. Nic z tych rzeczy. Gdyby próbować go jakoś opisać, to najkrócej dałoby się to zrobić tak : cichy, nie rzucający się w oczy kapłan. A mimo to św. Józef Cafasso miał wielki wpływ na cały kler rodzinnego Piemontu. Jak to możliwe? Bo bycie cichym wcale nie oznacza braku wewnętrznej siły. A tej siły, wewnętrznego żaru, musiało być całkiem sporo skoro Józef został wyświęcony na kapłana bardzo młodo, w wieku zaledwie 22 lat. Po święceniach wstąpił do Instytutu Teologii Moralnej w Turynie, gdzie kapłani razem z profesorami prowadzili ożywioną duszpasterską działalność. Po śmierci założyciela Instytutu, Józef objął stanowisko rektora. To tam spotkał ks. Jana Bosko, dla którego stał się przewodnikiem duchowym. Tam też św. Józef Cafasso po raz pierwszy zetknął się z więźniami i tam zaczął towarzyszyć skazanym na śmierć w ich ostatniej ziemskiej drodze – z więzienia na szubienicę. Mówienie tym ludziom w takiej sytuacji o Bogu, o jego miłości i miłosierdziu wymagało od dzisiejszego patrona niezwykłej wprost delikatności. Przez 20 lat tej posługi zapadł w pamięć nie tylko więźniom, ale i mieszkańcom Turynu, gdyż w tamtym czasie egzekucje wykonywano publicznie. Turyńczycy nadali mu nawet przydomek 'kapelana szafotu'. Po krótkiej chorobie św. Józef Cafasso pożegnał ziemię 23 czerwca 1860 roku w wieku zaledwie 49 lat. Odszedł jak wierzymy do nieba, nieba w którym oprócz Chrystusa, któremu oddał całe swoje życie, witali go jego 'szubieniczni święci', jak o nich czule mówił. Czy wiecie państwo skąd wzięła się ta nazwa? Wzięła się stąd, że egzekucja dokonywana była po spowiedzi. A ostatnią osobą, która żegnała skazańca będącego już w tym momencie w stanie łaski uświęcającej, był ten kto towarzyszył mu przez dni, tygodnie, miesiące w więzieniu. Patron skazanych, św. Józef Cafasso. Cichy, wielki człowiek.