Był wczesny poranek, gdy na jednej z ulic sardyńskiego miasta Cagliari pojawił się ten człowiek. Miał na sobie znoszony habit i szedł środkiem drogi. Był milczący, ale żadną miarą nie był nieobecny. Zdradzał to jego chód i żywe spojrzenie
Bł. Mikołaj z Gesturi brewiarz.pl Był wczesny poranek, gdy na jednej z ulic sardyńskiego miasta Cagliari pojawił się ten człowiek. Miał na sobie znoszony habit i szedł środkiem drogi. Był milczący, ale żadną miarą nie był nieobecny. Zdradzał to jego chód i żywe spojrzenie. To jego oczy, a nie skryta gęstą brodą twarz, odpowiadały na pozdrowienia przechodniów. One również bez złości, jakby z ciekawością, patrzyły na tych, którzy mijali go obojętnie albo złorzeczyli na jego widok. Z całą pewnością nie był tutaj nieznany. Jednak swojej rozpoznawalności nie zawdzięczał temu, że urodził się w roku 1882 niedaleko stąd, w Gesturi. Nie brała się także z faktu, że właśnie tutaj wstąpił do kapucynów jako trzydziestoletni mężczyzna, wcześniej bezskutecznie próbując swoich sił w seminarium. Po prostu dzisiejszego patrona mieszkańcy Cagliari nie byli w stanie nie znać. Wszak jako kwestarz codziennie, bez względu na pogodę, obchodził całe miasto. Był jednak kwestarzem wyjątkowym. Szedł bowiem ulicami w kompletnym milczeniu o nic nikogo nie prosząc. Gbur mówili jedni. Ma się za lepszego od nas, dodawali inni. Ciekawe, czy w ten sposób wyżebra coś dla współbraci, pytali jeszcze kolejni. Ale wszystkie te słowa milkły, gdy tylko wypowiadający je ludzie spotkali spojrzenie tego kapucyna. Jako się rzekło, jego oczy mówiły wszystko. Nie oceniały, nie odwracały się z lękiem lub wstrętem, komunikowały więcej niż tysiące słów. To dlatego "Brat Cisza" - jak został nazwany przez mieszkańców Cagliari – za każdym razem wracał ze swojej wyprawy do miasta z pieniędzmi i darami w naturze przeznaczonymi dla jego klasztoru. Ale nie jest tak, że ten człowiek był niemową. Albo, że nie miał nic do powiedzenia. Było wręcz przeciwnie. Dlaczego więc milczał? Bo wybrał drogę apostołowania milczeniem. Przerywał je tylko po to, by przypomnieć wolę Bożą. Nie wychodziło z jego ust żadne niepotrzebne słowo. Jeśli mówił - to tylko rzeczy najważniejsze i istotne. A najciekawsze, że wiele osób, które miały okazję spotkać go na ulicy, pod wpływem jego milczacego świadectwa po prostu się nawracało. Inni powierzali mu swoje problemy lub prosili o modlitwę. I trwało to aż do roku 1958, gdy zmarł po krótkiej chorobie. Czy wiecie państwo jak nazywa się wspominany dzisiaj Brat Cisza? To bł. Mikołaj z Gesturi, kapucyn.