Rumunia nie uznaje homomałżeństw. Tymczasem Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej nakazał jej dziś traktowanie dwóch mężczyzn - Rumuna i Amerykanina - którzy zawarli "małżeństwo" homoseksualne w Belgii, jako małżonków, gdy chodzi o możliwość osiedlenia się na terenie UE. Czy wyrok w sprawie Coman v. Rumunia ma znacznie także dla Polski? Tłumaczy prawnik prof. Aleksander Stępkowski.
Jarosław Dudała: Co wspomniany wyrok oznacza dla Polski? Nasza konstytucja - tak jak prawo Rumunii - nie uznaje związków homoseksualnych za małżeństwa.
Prof. Aleksander Stępkowski: Ten wyrok rozmywa formalnie istniejące gwarancje, że o tym, czym jest małżeństwo i kto może być uznany za „małżonka”, decyduje wyłącznie prawo państwa członkowskiego UE. Czyli w Polsce - tylko prawo polskie. Te gwarancje nie zostały w wyroku zakwestionowane wprost. Co więcej, one zostały wprost i uroczyście potwierdzone. Trybunał stwierdził jedynie, że obywatel kraju spoza Unii, który zawarł homoseksualne pseudomałżeństwo z obywatelem kraju członkowskiego UE, ma mieć przysługujące małżonkowi obywatela unijnego prawo do osiedlenia się na terenie Unii, również w kraju, który nie dopuszcza tego typu związków w swoim prawie wewnętrznym .
Czy ten wyrok może służyć do omijania polskiego prawa? Czy np. dwóch Polaków może wyjechać do Belgii czy Francji, wziąć tam homoślub, a potem żądać od Polski, by uznawała ich "małżeństwo"?
Zasadniczo nie, bowiem obywatele Polscy nie otrzymają w Polsce dokumentu pozwalającego im za granicą zawrzeć małżeństwo z osobą tej samej płci. Ale jeśli mielibyśmy obywatela Polski, będącego jednocześnie obywatelem innego kraju, który zakwestionował tożsamość małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, to taki obywatel polski zawierałby związek jako obywatel innego kraju, nie potrzebując polskiego zaświadczenia, a przyjechałby do Polski, by osiedlić się jako Polak. Życie może pisać bardzo ciekawe scenariusze. Podobnie było w tej sprawie - Rumun miał jednocześnie obywatelstwo USA i zawarł pseudomałżeński związek w Brukseli, zapewne na podstawie zaświadczenia amerykańskiego.
A gdyby obywatel Polski wziął homoślub z Amerykaninem i przyjechał z nim do Polski, to czy oni musieliby być traktowani w naszym kraju jak małżonkowie?
Tak, ale na podstawie tego wyroku tylko w odniesieniu do możliwości osiedlenia się w Polsce.
Nie mieliby na przykład prawa do wspólnego rozliczania podatków i innych uprawnień?
Na razie nie. Jednak biorąc pod uwagę argumentację Trybunału Sprawiedliwości UE, widać, że mogłoby to szybko ulec zmianie.
Czyli co? Na razie "nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało"?
W rzeczywistości stało się. W jednej szczegółowej kwestii Polska musi przyjąć do wiadomości istnienie związku „małżeńskiego”, który z punktu widzenia polskich zasad ustrojowych nie ma racji bytu. A zatem musi w pewien sposób „uznać” to pseudomałżeństwo.
Dla Polski to chyba pierwszy wyłom w obowiązywaniu konstytucyjnej zasady, mówiącej, że małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety.
Tak. To jest istotny krok w ewolucji prawa w kierunku zakwestionowania chronionej przez naszą konstytucję tożsamości małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. Ten proces odbywa się małymi krokami, ale dzisiejszy wyrok to bardzo wyraźny „sus” w tym kierunku. Wracając do pańskiego pytania o wspólne opodatkowanie. Przyjmijmy, że panowie Coman i Hamilton po jakimś czasie zamieszkiwania w Rumunii stwierdzą, że chcą skorzystać ze wspólnego opodatkowania przewidzianego (załóżmy) przez prawo rumuńskie dla małżonków. Jeśli władze rumuńskie im odmówią, to z pewnością poskarżą się w Luksemburgu przed TSUE. Czy Trybunał uznałby wówczas, że brak prawa do wspólnego opodatkowania nie ogranicza swobody osiedlenia się wraz z rodziną w innym kraju członkowskim? Szczerze mówiąc, po dzisiejszym wyroku głęboko w to wątpię. Dzisiejsze rozstrzygnięcie w sprawie Coman przeciwko Rumunii ma dziś bardzo wąski zakres zastosowania. Jednak wyprowadza ono konkretne uprawnienia wprost z art. 21 Traktatu o Funkcjonowaniu UE. Przypuszczać należy, że będzie wyprowadzał z niego kolejne uprawnienia, w coraz większym zakresie zmuszając państwa, takie jak Polska lub Rumunia, do akceptacji osobliwych związków, które w niektórych krajach UE uchodzą za małżeństwa.
Wiele na to wskazuje. Warto zauważyć, że rumuński Trybunał Konstytucyjny, który zainicjował rozstrzygniętą dziś sprawę, pytał TSUE o wykładnię przepisów Dyrektywy o swobodnym przepływie osób, a nie o wykładnię Traktatu. Co więcej, TSUE stwierdził, że z Dyrektywy nie wynikają prawa dla obywateli krajów spoza UE. Jednak - przez nikogo nie pytany! - z własnej inicjatywy wyprowadził te prawa z Traktatu, który ma na tyle ogólny charakter, że można zeń wyprowadzać kolejne uprawnienia pochodne. Tego też należy się, niestety, spodziewać.
Gdy wchodziliśmy do Unii, zapewniano nas, że w takich sprawach jak homozwiązki czy aborcja UE nie będzie się wtrącać.
Co więcej, Unia gromko i uroczyście podkreśla, że się nie wtrąca. Trybunał z naciskiem potwierdził w dzisiejszym wyroku, że określanie, czym jest małżeństwo, należy tylko do państwa członkowskiego. Ale to nie może ograniczać małżonkowi obywatela UE korzystania ze swobodnego przepływu osób. De facto zatem będziemy w sytuacji, w której przy akompaniamencie solennych zapewnień, że jesteśmy pod tym względem w pełni suwerenni, będzie nam się odmawiać prawa wyciągania praktycznych konsekwencji z tej suwerenności. Czyli będzie się z tej suwerenności czynić wydmuszkę. A im bardziej będzie ona wydrążona z treści, tym bardziej gromko będzie się nas zapewniać, że nic się nie zmieniło i w niczym nas nie ograniczono.