Ach, co to był za ślub – niemalże jak z bajki. Bajkowy Pan Młody – autentyczny książę i do tego z najznamienitszego królewskiego rodu. Bajkowa Panna Młoda – piękna, powabna, i co ważne – nie z najwyższych sfer, więc z romantyczną nutką mezaliansu. Bajkowi goście, otoczenie, ceremonia zaślubin. Wszystko było bajkowe – także koszty: trzydzieści dwa miliony funtów, co daje około sto sześćdziesiąt milionów złotych.
Transmisja z ceremonii zaślubin księcia Harrego i jego wybranki, Meghan Markle, przyciągnęła przed telewizory niespotykane rzesze widzów. Świat na chwilę wstrzymał oddech, śledząc z wypiekami na ustach to, co działo się w Kaplicy Świętego Jerzego na Zamku Królewskim w Windsorze. Para nie mogła wziąć ślubu w katedrze Westministerskiej, ponieważ wybranka księcia Harrego – amerykańska aktorka – jest rozwódką. Ponadto, aby ceremonia zaślubin w ogóle była możliwa Meghan musiała przejść na anglikanizm. Samo wydarzenie, transmitowane przez stacje telewizyjne z całego świata, pociągnęło za sobą rekordowe wydatki. Nie brak głosów – przede wszystkich wśród samych Brytyjczyków – że tak astronomiczna kwota to wyraz rozrzutności i niefrasobliwego szastania pieniędzmi podatników. Z kolei obrońcy królewskiego ślubu przekonują, że całe przedsięwzięcie ma również charakter bussinesowy, a wpływy z tytułu reklam, towarów sprzedawanych przy okazji oraz z samej związanej z wydarzeniem turystyki mają przynieść budżetowi państwa około 500 milionów funtów. Ja stawiam pytanie inaczej: Dla kogo to wszystko?
Rzeczywiście, niezależne od tego, jak ślub królewskiej pary przełoży się na zysk gospodarczy, wydane na uroczystość kwoty porażają. Sam tort Młodej Pary kosztował 50 tysięcy funtów, co daje około 250 tysięcy złotych, a na jedzenie i napoje wydano 480 tysięcy funtów. Ślubna suknia Panny Młodej kosztowała prawdopodobnie 300 tys. funtów, a rozstawienie szklanego namiotu, w którym bawiło się sześciuset zaproszonych gości, pochłonęło 350 tysięcy funtów. Lista wydatków o podobnej skali jest długa: muzyka na żywo, zaproszenia ślubne, dekoracja wnętrz pałacu, kwiaty – wszystko to setki tysięcy funtów; miliony złotych. Za same luksusowe toalety zapłacono 35 tysięcy funtów, czyli – w przeliczeniu – 175 tys. złotych. Do tego dochodzą jeszcze potężne koszty ochrony i rzecz jasna mnóstwo pomniejszych wydatków. W sumie uznaje się, że cała uroczystość wyniosła tysiąc trzysta razy więcej niż koszt przeciętnego ślubu w Wielkiej Brytanii, a organizacja „Republikanie” już zbiera podpisy pod apelem o ujawnienie rzeczywistego kosztu ślubu księcia Harrego. Podpisało się pod nim już trzydzieści tysięcy osób.
No i co z tego? – zapyta ktoś. Po co się tak czepiać. Wielkie wydarzenia generują wielkie koszty. Czy w ogóle trzeba w taki sposób to roztrząsać? Przyznam się, że nie potrafię tego jednoznacznie ocenić. W rzeczywistości nawet chyba nie próbuję. Przynajmniej nie od tej strony. Moją uwagę przyciągnęło coś innego. W trakcie przygotowań do uroczystości podano informację, że na dzień ślubu z okolic Windsoru maja zostać usunięci bezdomni, których oskarża się o chęć żerowania na turystach. Potem – jak sądzę – będą mogli wrócić. Nie będzie już wówczas kamer, tłumów rozentuzjazmowanych gapiów, sławnych gości. Nic nie zepsuje idealnego obrazu bajkowej rzeczywistości. We wszędobylskim oku tysięcy kamer zostanie pokazane tylko to co, piękne, nieskazitelne, idealne. Dla biedy, brudu i ludzkiej nędzy nie ma tam miejsca. Tak musi być. W przeciwnym wypadku nie chcielibyśmy tego oglądać – chyba że w sensacyjnym opakowaniu skandalu. Może więc jest tak, że to my potrzebujemy takiej uroczystości? To nam potrzebny jest bajkowy świat, w którym pogrążymy się na chwilę, a może nawet ukryjemy. Przed czym? Przed kim? Przed rzeczywistością? A może przed nami samymi? Na pytanie o to, dla kogo to wszystko, odpowiedź jest stosunkowo prosta: Dla nas. W gruncie rzeczy nie ma co pytać, ile to kosztuje. Ważniejsze pytanie brzmi: Dlaczego to oglądamy?