W kościele św. Franciszka z Asyżu w Izabelinie pożegnano brata Morisa Maurina, Małego Brata Jezusa. Mszy św. pogrzebowej przewodniczył biskup pomocniczy archidiecezji warszawskiej Michał Janocha.
- Zgromadziliśmy się tu, by prosić Pana Boga, żeby rychło przyjął do grona wszystkich świętych w niebie brata Morisa. Był on znaną postacią, związaną z naszą parafią oraz innymi miejscami, nie tylko w naszej ojczyźnie, ale i na świecie - powiedział, rozpoczynając Mszę św. za duszę zmarłego, ks. Stanisław Dębicki, proboszcz parafii św. Franciszka z Asyżu w Izabelinie.
W Mszy św. wzięli udział przybyła z Francji rodzina brata Morisa, zaprzyjaźnieni kapłani oraz siostry zakonne, Małe Siostry Jezusa oraz goście z całej Polski. Eucharystii przewodniczył bp Janocha.
- Wiemy wszyscy, że zdarzają się nieraz wesela, które mają coś w sobie z pogrzebu. Dzisiaj jesteśmy na pogrzebie, który ma w sobie coś z wesela. Moris nas wszystkich tu zaprasza, starych i młodych, świeckich i duchownych, z parafii, Warszawy, z Polski i spoza Polski. Dzisiaj na tym pogrzebie razem z Małymi Braćmi i Siostrami Jezusa wszyscy czujemy się małymi braćmi i siostrami Jezusa - powiedział.
Dodał, że każdy z licznie zgromadzonych uczestników liturgii mógłby opowiedzieć o swoich spotkaniach z Morisem, które czasami "decydująco wpływały na życie”. Sam także wspominał swoje spotkanie ze zmarłym bratem. Brata Morisa poznał około 30 lat temu, gdy był młodym wikariuszem w parafii św. Franciszka z Asyżu w Izabelinie. Moris wtedy przyjeżdżał do Polski co jakiś czas, coraz częściej i coraz lepiej mówił po polsku. - Zapamiętałem taką scenę z izabelińskiego cmentarza: są Zaduszki lub Wszystkich Świętych, jest zmrok, płoną świece. Moris powiedział wówczas, że "chciałby tu być”, "chciałby tu zostać” - wspominał. - Po kilku latach te słowa się spełniły, a dziś spełniły się ostatecznie - dodał kaznodzieja.
"To wszystko jest proste, bardzo proste” - to zdanie wypowiedziane przez brata Morisa najbardziej poruszyło bp. Janochę. - Pomyślałem sobie, ile trzeba przejść ciemnych dolin, przemierzyć splątanych ścieżek, żeby móc powiedzieć: "To jest wszystko jest proste, bardzo proste” - mówił.
Nawiązując do leżącej na trumnie niedokończonej ikony Jezusa Ukrzyżowanego, który "jakby zrywał się do lotu” - ostatniej, którą napisał bart Moris, kaznodzieja zwrócił uwagę, że można ją zinterpretować symbolicznie. - On ją dokończył swoim życiem, cierpieniem, kiedy Pan Bóg zabierał mu wszystko, co można zabrać - siły, pamięć. W takich sytuacjach w człowieku zostaje to, co było dla niego ważne przez całe życie. I o tym mówi. Jedni mówią o pieniądzach, chorobach, a Moris mówił o Jezusie - powiedział.
Kaznodzieja zacytował także "kartki” z napisanej przez Morisa autobiografii "Z powodu Jezusa i Ewangelii". Moris pisze w niej o swoim pobycie w Izabelinie i przyjaciołach z całej Polski, którzy chcą dzielić z nim swoje życiowe troski. "Słucham ich, patrzę na nich, jakby wewnętrznym spojrzeniem duszy, czasami widzę łzy, wówczas proszę Ducha Świętego, by zechciał uczestniczyć w tych cierpieniach, przedstawiając je Jezusowi, który zawsze jest obecny. Mówię wówczas niewiele, lecz wobec każdego chciałbym wyrazić, że kiedy cierpimy, kiedy trudności zdają się przekraczać nasze siły, wówczas Jezus jest bardzo blisko nas i to On stanowi głęboki sens naszego życia, źródło naszej nadziei. I w chwilach cierpienia Jemu należy ofiarować to, czym żyjemy. Nasze rany, nasze błędy i nasze słabości. On zachęca nas, by Go kochać i Jemu zawierzać siebie. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” - cytował kaznodzieja.
Dodał, że te słowa napisał Moris na otwartej księdze Zbawiciela, na ikonie, którą napisał do swojej kaplicy. - Malował ikony, choć nie uważał się za malarza, jego życie stało się ikoną. Pisał bardzo dużo listów, jego życie stało się listem. Pisał tez książki, choć nie uważał się za pisarza. Jego życie jest książką, otwartą, którą wielu czyta i będzie czytać - mówił biskup.
Po Mszy św. bliscy podzielili się wspomnieniami o bracie Morisie. "Miał w oczach światło i to światło najczęściej było łagodne, ogarniające każdego, z kim się spotkał, najczęściej było ciepłe, każdy mógł się poczuć przyjęty i kochany. I tak się czuliśmy", "uczył pokory", "często powtarzał: »Raduj się!«", "miał wrażliwe i czułe serce".
Ciało brata Morisa spoczęło na cmentarzu parafialnym w Izabelinie.
Brat Moris Maurin, Mały Brat Jezusa, zmarł 15 maja w wieku 89 lat. Był francuskim zakonnikiem, członkiem Zgromadzenia Małych Braci Jezusa, były przełożonym polskiej wspólnoty. W Polsce mieszkał od prawie 30 lat. Maurice Maurin wstąpił do zgromadzenia w 1955 r. i przyjął imię Maurice. Śluby wieczyste złożył w 1961 r., święcenia kapłańskie przyjął w 1973 r.. Był bliskim przyjacielem Jacquesa i Raissy Maritainów oraz prof. Stefana Swieżawskiego. Przez wiele lat mieszkał w Maroku i na Saharze. W 1978 r. przyjechał pierwszy raz do Polski. W 1990 r. zamieszkał na stałe w polskiej wspólnocie braci, najpierw na warszawskiej Pradze, następnie w Izabelinie, pełniąc służbę przełożonego. Spolszczył swoje imię i przyjął polskie obywatelstwo. Po przejściu na emeryturę był czynnym rekolekcjonistą, pozostając wiernym charyzmatowi "ubogiego pośród ubogich". Jest autorem kilkunastu książek o tematyce duchowej, m.in. "Brat Karol de Foucauld" (1997, "Żyć kontemplacją w sercu świata"), "Wierzę w Kościół" (2006, dostał za nią Nagrodę im. ks. Józefa Tischnera) oraz autobiografii "Z powodu Jezusa i Ewangelii" (2010).