Dzisiejszy patron z całą pewnością nie należy do tuzinkowych postaci. Hiszpański szlachcic o żydowskich korzeniach, który w wieku zaledwie 14 lat podjął prawnicze studia na uniwersytecie w Salamance.
Dzisiejszy patron z całą pewnością nie należy do tuzinkowych postaci. Hiszpański szlachcic o żydowskich korzeniach, który w wieku zaledwie 14 lat podjął prawnicze studia na uniwersytecie w Salamance. Prawnik, który po skończonych studiach, zamiast do palestry trafił do seminarium. Kapłan, który z braku rodziców – umarli tuż przed święceniami – na swoje prymicje zaprosił dwunastu żebraków, którym usługiwał przy stole. Jego wielkim pragnieniem była jednak służba na większą skalę – chciał jako misjonarz udać się aż do Ameryki. Na początek udał się więc z tą intuicją do swojego przełożonego, arcybiskupa Sewilli. Ten zgodził się z młodym kapłanem i zgodnie z jego życzeniem uczynił go misjonarzem. Jedynie obszar jego pracy zdefiniował nieco odmiennie – zamiast całej Ameryki oddał mu pod duchową opiekę całą Andaluzję. Bohater tej historii na takie dictum nie uniósł się jednak dumą, ale zabrał z misyjnym zapałem do pracy. I to także jest dowód na nietuzinkowość dzisiejszego patrona. Ale gdyby państwo jednak uznali, że zamiana Ameryki na Andaluzję ma w sobie coś z porażki, to spieszę donieść, że sam Pan Bóg potwierdził trafność tej podmiany stosownymi owocami. I tak święty Jan z Avili, bo to jego życiorys tutaj przywołujemy, stał się powszechnie rozpoznawanym i niezwykłym ludowym misjonarzem. Jego niezwykłość nie brała się jednak z faktu katechizowania tak dzieci, jak i dorosłych. Nie zawdzięcza tego określenia także swojej posłudze w konfesjonale. W przypadku św. Jana z Avili chodziło raczej o autentyczność. O to, że to co mówił, czym żył i kim był – że to wszystko tworzyło właśnie ową niezwykłą spójną całość. Ponieważ do tego wszystkiego nie przyjmował żadnych ofiar za intencje mszalne, żyjąc więcej niż biednie, w końcu zwróciła na niego uwagę także inkwizycja. Temu zainteresowaniu zawdzięczał potem dwa lata spędzone w więzieniu. Po uwolnieniu, św. Jan z Avila poświęcił się dziełu tworzenia sieci kolegiów oraz szkół wyższych. Założył uniwersytet w Baeza, stał się akademickim wykładowcą, a spod jego pióra wyszły cenione dzieła poświęcone życiu duchowemu. A jednak tym, co najbardziej pozostaje w pamięci w związku z dzisiejszym patronem, są jego porywające kazania. Nie wiemy ile osób nawróciło się pod ich wpływem, gdy przemierzał bezdroża Andaluzji. Wiemy na pewno natomiast o dwóch przypadkach świętych, którzy na swoją drogę do nieba weszli po słowach, które usłyszeli z ust św. Jana z Avili w czasie homilii. Czy znacie państwo chociaż jednego z nich? Pierwszym jest św. Jan Boży, który po wysłuchaniu w Granadzie kazania dzisiejszego patrona tak gorliwie pokutował i okazywał żal za grzechy, że został uznany za szaleńca. Z kolei wicekról Katalonii tak bardzo poczuł się poruszony kazaniem św. Jana z Avili wygłoszonym podczas pogrzebu królowej Izabeli Portugalskiej, że wstąpił do jezuitów i do historii przeszedł jako św. Franciszek Borgiasz.